Siedziałam jak zaklęta. W głowie miałam jedno: to rządowy plan. Zaczęli nas eliminować – mówi dwa lata po morderstwie Fasie, drobniutka 28-latka z długimi dredami. W pokoju jestem tylko ja i jej dziewczyna Jean Namadudu. Fasie szepcze jednak, tak jakby się bała, że ktoś usłyszy.
Ich znajoma Kasha Jacqueline Nabagasera 26 stycznia 2011 r., w Święto Wyzwolenia Ugandy, napisała na Facebooku, że coś niedobrego się szykuje. Ostatnio ktoś dwa razy nocą, gdy pracowała w barze, włamał się do jej domu na przedmieściach Kampali. Niczego nie ukradł, nie zniszczył. Nawet poduszki na łóżku nie ruszył. Jedyny znak włamania to otwarte na oścież okna i drzwi.
Wieczorem w Święto Wyzwolenia Kasha miała się spotkać z przyjaciółmi Davidem Kato i Pepe Julianem Onziemą. Chcieli pogadać o sprawie sądowej, którą wytoczyli tabloidowi „Rolling Stone”. Trzy miesiące wcześniej pismo opublikowało listę stu ugandyjskich „sodomitów”. Z domowymi adresami, zdjęciami, w tym Kashy i Pepe. A na pierwszej stronie był David. I nagłówki: „Homoseksualiści chcą zrekrutować milion niewinnych dzieci do końca 2012″, „Powiesić ich”.
W to styczniowe świąteczne popołudnie Kasha kilka razy próbowała dodzwonić się do Davida, ale telefon był wyłączony. W końcu z Pepe i innymi znajomymi pojechała do jego domu w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów od Kampali Mukono. Znaleźli go na podłodze nieprzytomnego, z roztrzaskaną młotkiem głową. David zmarł w karetce.
Pastor z różową swastyką
Półtora roku wcześniej, jesienią 2009 roku, do Ugandy na wykłady o homoseksualizmie przyjechała z USA trójka ewangelickich pastorów. Wśród nich Scott Lively, współautor książki „Różowa swastyka”, przekonującej, że za Holocaustem stoją homoseksualiści. Duchowni na spotkaniach opowiadali, że homoseksualizm to dzieło diabła, że homoseksualiści rekrutują dzieci do nieczystych praktyk W tym religijnym, w większości chrześcijańskim kraju na wykłady przychodzą tłumy. Pastorów słuchał też David Bahati, mało znany poseł rządzącej w Ugandzie partii – Narodowego Ruchu Oporu.
Miesiąc potem Bahati złożył w parlamencie projekt ustawy przeciw homoseksualistom. Akty homoseksualne są i tak zakazane przez niezmieniany od czasów kolonialnych ugandyjski kodeks karny, który przewiduje za nie siedem lat więzienia. Ale Bahati uważa, że to za mało.
„Osoba, która popełnia przestępstwo poważnego homoseksualizmu, podlega karze śmierci” – to art. 3 ustawy. „Poważny homoseksualizm” to czyny popełniane na nieletnich, niepełnosprawnych, popełniane przez nosicieli wirusa HIV. Za zwykły homoseksualizm jest dożywocie. Każdy, kto wie o aktach seksualnych osób tej samej płci, ma dobę, by donieść o przestępcach na policję. Inaczej grożą trzy lata więzienia. Donosić na swoje dzieci mają także rodzice. Zakazana ma być „promocja homoseksualizmu”, używanie pojęć „orientacja seksualna”, „mniejszości seksualne”. Uganda będzie domagać się ekstradycji swojego obywatela, który za granicą popełni „przestępstwo homoseksualizmu”.
– To jest tak szalone, że nie ma szans, by weszło pod obrady parlamentu, tak myślałem. To nie był język Ugandyjczyka. Mówiłem wszystkim: „Ktokolwiek przyjechał tutaj z tym świstkiem papieru, nie przemieni tego w prawo”
– przypomina Frank Mugisha. Był przyjacielem Davida Kato. Teraz jest dyrektorem SMUG – koalicji kilku nielegalnych w Ugandzie organizacji
mniejszości seksualnych.
Parlament zaczął jednak prace nad ustawą przeciwko homoseksualistom, szybko okrzykniętą przez światową opinię ustawą „Zabić geja”. I pracuje nad nią do dziś, trzy i pół roku później.
Panie, dodaj nam odwagi
Daleko poza centrum Kampali, w niepozornym domu, za to z wysokim na chyba trzy metry murem i solidną metalową bramą, mieści się Centrum Pojednania i Równości św. Pawła. Kieruje nim ewangelicki biskup Christopher Senyonjo. To jedyny ugandyjski duchowny, który broni homoseksualistów. Dokładnie dwa lata po zamordowaniu Davida w ogrodzie Centrum św. Pawła odbywa się msza za niego. Za mównicą jego zdjęcie z tęczową flagą. Przychodzi z 50 osób. Z Mukono ma przyjechać też mama Davida. Czuć emocje, bo rodzina nigdy go nie zaakceptowała. Po morderstwie mama nie dopuszczała do siebie myśli, że syn był gejem. Na pogrzebie anglikański pastor Thomas Musoke wygłosił kazanie o Sodomie i Gomorze.
Teraz, podczas nabożeństwa, wielu wstaje i wspomina Davida. Że wyciągał z aresztów podejrzewanych o akty homoseksualne, załatwiał adwokatów, zbierał pieniądze na prawników i na łapówki dla policjantów.
– Módlmy się – intonuje Pepe Onziema. Wszyscy odmawiają ułożoną na tę okazję modlitwę: – Łaskawy i kochający Ojcze. Opłakujemy tu
stratę brata. Dniem i nocą bronił naszych praw. Panie, dodaj nam odwagi, byśmy tę walkę kontynuowali. Przez wzgląd na Syna Twojego, a naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Mamy Davida nie ma.
Chrześcijaństwo też nie jest z Afryki
Kilka dni po nabożeństwie wróciłem do Centrum św. Pawła, by spotkać się z biskupem. W białym domku na ścianach wiszą plakaty: w kolorach tęczy, o równości i AIDS. To plaga w Ugandzie. W 33-milionowym kraju oficjalne statystyki mówią o ponad 2-milionowej rzeszy zakażonych HIV. Ponad 80-letni biskup Senyonjo był jednym z najpotężniejszych ugandyjskich duchownych. Kiedy zaczął bronić homoseksualistów, anglikański Kościół Ugandy ekskomunikował go. Nie uznał tej decyzji. Przyjmuje mnie w biskupiej purpurze. Żwawo prowadzi do biura.
– Dlaczego biskup popiera homoseksualistów? – pytam. Pewnie tak zaczyna większość zagranicznych dziennikarzy, bo odpowiada bez zastanowienia: – Bo jestem chrześcijaninem.
Zaraz dodaje, że sam nie jest homoseksualistą. Ma żonę, dzieci. W 2001 r. przyszli do niego młodzi geje. Wyrzekły się ich rodziny, wyrzucono ich ze szkół, z Kościoła. – Pytali: dlaczego Bóg stworzył nas takimi? Mówi jak na kazaniu: – Słyszę, że homoseksualizm został tu przywleczony z Zachodu. A przecież homoseksualizm nie jest europejski czy amerykański. To ludzki fenomen. Bóg stworzył homoseksualistów z jakiegoś powodu. Zresztą co to za argument, że nie jest afrykański. Chrześcijaństwo też nie jest. I co z tego.
– Jeżeli uchwalą ustawę, będzie obowiązek zgłaszania gejów na policję – zauważam. Dobrotliwy głos kaznodziei zmienia się, teraz jest stanowczy: – Nigdy nikogo nie zgłoszę. Mogą mnie sądzić, skazywać. Mogą uchwalać prawa, jakie chcą, ale – na miłość boską – nie mogą powstrzymać ludzi od kochania się.
Czy Pepe łamie prawo?
Julian Pepe Onziema ma krótkie loczki. W szortach i koszulce wygląda na licealistę. Pepe urodził się kobietą. Na mszy za Davida wielu gratulowało mu odwagi.
W grudniu zaproszono go do narodowej telewizji, do programu na żywo „Morning Breeze” („Poranna bryza”). – Miałem opowiadać o sytuacji osób homoseksualnych i transseksualnych w Ugandzie. Rzadko dostajemy głos w mediach. Prowadzący zapewnił, że nie będzie telefonów od publiczności. Dlatego zdecydowałem się pójść – mówi Pepe. – Dałem się zwieść. Potajemnie zaprosili pastora Martina Ssempę. Musisz to zobaczyć – radzi.
Martin Ssempa to ewangelicki kaznodzieja, jeden z największych zwolenników ustawy przeciw homoseksualistom. By przestrzec wiernych przed zarazą i grzechem, w swoim kościele puszczał im gejowskie porno.
– Czy Uganda staje się rajem dla homoseksualistów? – zaczyna prowadzący program. Drugie pytanie: czy Pepe, uprawiając seks ze swoją dziewczyną, łamie kodeks karny? Bo przecież zgodnie z prawem jest kobietą.
Pepe zaskoczony i zdenerwowany: – Utrzymuję wstrzemięźliwość seksualną.
Po chwili dziennikarz ni stąd, ni zowąd telefonicznie połączył się z Martinem Ssempa. Ten zaczął od objaśnień, że Pepe jest kobietą z zaburzeniami, potrzeba jej psychiatry i duchowego wsparcia. Szybko zmienił ton. Wykrzykiwał do słuchawki: – Nie ma nic naturalnego w tym, że jeden mężczyzna wpycha genitalia w odbyt innego mężczyzny. Nie ma nic naturalnego w sodomii. To ludobójstwo Afryki. Sodomia to HIV. Onziema, jeżeli założysz spodnie, to nie znaczy, że jesteś facetem. Demon cię opętał.
Emocje w studiu są coraz większe. Dziennikarz nie może przerwać tyrady pastora. Ssempa wciąż krzyczy: – Dlaczego nie mamy jeszcze tego antysodomistycznego aktu?! Po trzech minutach jest już w studiu. Wyciąga z torby marchewki, banany, ogórki. – Pepe, poznajesz to? – zagaja.
– Myślisz, że jesteś mężczyzną, ale nie masz wyposażenia. Więc penetrujecie się za pomocą marchewki. Banany wpychacie sobie do odbytu, który nie jest do przyjmowania, lecz do wydalania – objaśnia Ssempa. I tak przez ponad godzinę.
Dzwonię do Martina Ssempy, by umówić się na spotkanie. – Homoseksualiści z BBC i CNN upokorzyli nas. Wyślij mi maila. Napisz, o co chcesz pytać. I jeszcze jakie korzyści będą z tego spotkania dla Ugandy. Jakąś umowę będziemy musieli podpisać, że nas nie upokorzysz – oświadcza pastor. Kazał dzwonić za dwa dni. Nie odebrał już telefonu.
Ma nas być tylu, ilu Chińczyków
– Mamy ogromny problem w kraju. Ludzie z Zachodu płacą wielkie pieniądze, by rekrutować nasze dzieci do uprawiania nienaturalnych zachowań. Chronię ugandyjskie dzieci i rodziny – tak poseł David Bahati w amerykańskiej telewizji tłumaczył, dlaczego napisał ustawę przeciwko homoseksualistom. Podczas kwadransa kilkanaście razy padają słowa „promocja” i „rekrutacja”. Ale na koniec dobrotliwie przekonywał, że nie
jest zaangażowany w kampanię nienawiści, nie jest Hitlerem ani Idi Aminem [brutalny despota i prezydent Ugandy do 1979 roku].
Telefonicznie umówiłem się na spotkanie z posłem. Miałem zadzwonić za kilka dni, by uzgodnić szczegóły. Tak jak Martin Ssempa David Bahati nie odebrał już telefonu.
Na ulicach Kampali pytamy przechodniów o jego ustawę. Chętnie opowiadają o swych opiniach. – U was, na Zachodzie, to może są prawa człowieka. Ale jeżeli ty zdecydujesz się mnie zabić, łamiesz moje prawo. Zgadza się? – objaśnia mężczyzna w średnim wieku przedstawiający się jako dziennikarz. I nie od razu dopowiada: – Tak samo jest z homoseksualizmem. Mulya lupanka (cioty w języku luganda) łamią prawa człowieka.
Poucza, że Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, by były z tego dzieci. – Przez tych homusiów jest mało dzieci. A Ugandyjczyków powinno być tylu, ilu Chińczyków – macha ręką.
– To co zrobić z homoseksualistami, którzy już tu są?
– Pod sąd i jeżeli udowodni im się winę, to kara śmierci.
Zagajam elegancką parę, która siedzi na trawniku przed katolicką katedrą Rubaga. Dochodzą nas chóralne śpiewy z kościoła. Peroruje tylko mężczyzna, kobieta siedzi cicho. – Ci, którzy przyciągnęli do Ugandy ten grzech, tę zarazę, mają duże pieniądze. I płacą młodym Ugandyjczykom, by byli homoseksualistami.
Odświętnie ubrany rozmówca zastrzega, że jest chrześcijaninem i nie popiera kary śmierci.
– Może jakieś leczenie – zastanawia się.
Inny młody chłopak mówi, że w Ugandzie nie ma gejów. To Rwandyjczycy tu przyjeżdżają i się prostytuują.
– Zagłada dla świata. Jako Ugandyjczyk mówię stanowcze „nie” – to mężczyzna, który spaceruje z żoną koło parlamentu. Żona nie odzywa się.
– Niektórzy zostali pewnie do tego przymuszeni. Dostają pieniądze z Zachodu, a w Afryce jest bieda – snuje podejrzenia.
Z kilku rozmówców tylko młoda kobieta powiedziała, że jest chrześcijanką i nie ma prawa oceniać innych, a człowiek nie może zabijać drugiego człowieka. – To Bóg nas wszystkich osądzi – litościwie westchnęła.
– Kiedy ludzie widzą białego dziennikarza z Europy, stają się bardzo homofobiczni – twierdzi Frank Mugisha. – Mówią: „To zboczeńcy”. Bo myślą, że powinni tak powiedzieć. To słyszą od pastorów. A w tym kraju, jeśli mówi religijna osoba, nikt nie zadaje pytań. Wszyscy słuchają.
Politycy, duchowni i ulica mówią o tym, że Zachód płaci, by zmienić Ugandyjczyków w musiyazi, śmieciożerców. Tak w lokalnym języku luganda określa się tu gejów.
O co chodzi – byłem ciekaw. O seksturystykę? Znajomi geje i lesbijki zapewniali, że w Ugandzie nie ma czegoś takiego. W lokalnej prasie też nie natrafiłem na ten problem. Bahatiemu, usłyszałem, chodzi o finansowe wsparcie zachodnich ambasad i fundacji dla ugandyjskich nielegalnych organizacji gejowskich. A lud powtarza to, co usłyszy w audycjach typu „Morning Breeze”.
– A jak ciebie zrekrutowali? – spytałem Sama Opio, któremu przyjaciółka Niemka pomogła założyć organizację – też nielegalną – Młodych Gejów Ugandy. Śmieje się. – Jako dziecko mieszkałem w buszu, 700 kilometrów od Kampali. Miałem 11 lat, w życiu nie widziałem białego, nie słyszałem o homoseksualizmie, a zakochałem się w chłopcu z chaty obok
Wstyd Ugandy
Frank Mugisha ma 30 lat. Mówi, że kiedyś było z nim tak jak z tymi ludźmi zapatrzonymi w religijnych liderów. Pochodzi z katolickiej rodziny. Jako czternastolatek powiedział rodzicom, że jest gejem, a oni wysłali go na terapię do księży. Księża nakazali modlić się i czytać Biblię. -I co? Czytałeś? Modliłeś się?
– Wierzyłem im, że jestem opętany – mówi.
– Myślałem: terapia jest dla mojego dobra.
Poza modlitwą i czytaniem Pisma Świętego polegała ona na tym, że Frank opowiadał o swoich grzesznych myślach. Grzeszna myśl i trzask – dostawał w policzek Księża wpajali mu, że homoseksualizm to HIV. Puścili film, by zobaczył, jak wyglądają umierający na AIDS.
Nic nie pomogło. W końcu rodzina odpuściła. Problemy wróciły, gdy Frank zaczął działać jako aktywista gejowski. – Razem z Davidem pokazałem twarz w pierwszej gejowskiej akcji w Ugandzie. To był 2007 rok
– Zrobiliście paradę w Kampali?
– Coś ty – kręci głową. – Zorganizowaliśmy konferencję prasową, by powiedzieć Ugandyjczykom, że w tym kraju żyją geje i lesbijki, że nie chcemy ekstra praw. Po prostu: szanujcie nas.
– Nie zaaresztowali was?
– Nie. Ugandyjczycy myślą, że homoseksualizm jest zakazany. A według prawa zakazane są akty homoseksualne, nie bycie gejem. Trzeba
mieć dowody – objaśnia przepisy.
Ugandyjczycy byli zszokowani. Pierwszy raz przed kamerami wystąpili geje i lesbijki, mówili o równości, tolerancji.
– Nazwali nas wstydem Ugandy. Imam powiedział, żeby wysłać nas na bezludną wyspę, gdzie wymrzemy – przywołuje Frank. Jego zdjęcia opublikowała najpoczytniejsza gazeta „Daily Monitor”. Odsunęli się od niego nawet ci, którzy od dawna wiedzieli, kim jest. Nieujawnieni geje bali się z nim pokazać na ulicy. Stracił pracę w małej firmie komputerowej. Kiedy rozmawiamy, co chwila odbiera telefon. Dziś jest najbardziej rozpoznawalnym gejowskim aktywistą w Ugandzie. W 2011 roku otrzymał w USA Nagrodę Praw Człowieka im. Roberta F. Kennedy’ego. Pierwsza gejowska miniparada odbyła się w sierpniu zeszłego roku, 60 kilometrów za Kampala, w opustoszałym parku krajobrazowym nad Jeziorem Wiktorii. Kilkadziesiąt osób, tęczowe i ugandyjskie flagi, transparenty „Zabijanie nas nie rozwiąże problemów”, drag queens. Frank wystąpił w przebraniu żeglarza. Policja zrobiła nalot, zatrzymała kilka osób. Pobili ich na komisariacie, a po kilku godzinach wypuścili.
Historie ludzi, których spotkaliśmy, są do siebie podobne. Fasie boi się powiedzieć ojcu muzułmaninowi, że od trzech lat żyje z Jean – tą, która startowała w wyborach Miss Ugandy – bo jest przekonana, że ojciec ją zabije.
23-letniego Dariego wygnali rodzice. Teraz mieszka w slumsach. Prostytuuje się. Jest zakażony wirusem HIV.
36-letni Stanley opowiadał o chłopaku, którego żona wydała policji. Powiesił się.
28-letnia Joyce od czterech lat potajemnie spotyka się ze swoją dziewczyną. A rodzina coraz natarczywiej dopytuje o męża.
Christine oddała synka byłemu mężowi. Przekonywała mnie, że lepiej mu z ojcem, bo wychowa go na mężczyznę. Na koniec rozmowy, jakby na usprawiedliwienie, przyznała, że oddała syna, by eksmąż nie doniósł policji o jej homoseksualnej orientacji.
Brandt – wolontariusz w nielegalnej gejowskiej organizacji Icebreakers Uganda – mówił, że ludzie nie mają pieniędzy na prezerwatywy, lubrykanty. Używają masła i awokado.
Transseksualna Cleo w kraju, w którym nie ma zmiany płci, ciuła na operację w Tajlandii. Od prywatnego aptekarza kupuje po zawyżonej cenie hormony, które on ściąga z zagranicy.
Cleo nie chce być Cezarem
Kiedy schodzę po Cleo do recepcji, ona gawędzi z ochroniarzem o pogodzie. W Kampali wszędzie stoją tacy strażnicy. W obszarpanych mundurach, ze starymi jednolufowymi strzelbami, które przewieszają sobie przez ramię na sznurku. Więcej od nich jest tylko młodych chłopaków z motorami. To taksówki bodą bodą: najszybszy transport w zakorkowanej Kampali, gdzie nie ma żadnych zasad ruchu. Przepisy zabraniają zabierania dwóch pasażerów, nakazują jazdę w kaskach. Ale prawem żaden chłopak z boda boda się nie przejmuje. Slalomem omijają korowody samochodów, pędzą po dziurawych drogach. Nieraz musimy prosić: – Wolniej, wolniej.
Na mój widok Cleo uśmiecha się szeroko, jakbyśmy się znali od dawna. Kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz na mszy za Davida, poznałem, że jest transseksualna. Teraz, w recepcji, wydaje się bardziej kobieca. Co prawda nie ma na sobie sukienki, tylko spodnie i podkoszulek Nie ma peruki. Ma krótkie włosy i czerwony kaszkiet. Ale ten kobiecy głos, wydatne usta. Czuję, że lekko kokietuje ochroniarza. Jest pewna siebie.
– Ta pewność – powie później – została mi po męskim internacie. Mieszkałam tam trzy lata.
Kiedy miała 14 lat, rodzice pod presją ciotek i wujków wysłali ją do męskiej szkoły z internatem. By stała się prawdziwym chłopcem.
– W internacie molestowali mnie, eksperymentowali na mnie, byłam dla innych chłopców dziwolągiem – opowiada bez emocji, jakby to do
tyczyło kogoś innego. – Zahartowałam się. Na uniwersytecie byłam już dużo silniejsza. Nauczyłam się grać mężczyznę.
Cleo ma 26 lat. Mężczyznę – Cezara według dokumentów – gra w pracy w Narodowym Centrum Rolniczo-Biotechnologicznym. Kobietą jest dla swojego heteroseksualnego chłopaka.
– Jak to możliwe, że hetero facet jest z transseksualna kobietą?
– Jestem na hormonach, mam piersi. Nieduże, ale zawsze. Myślał, że jestem purytanką.
W Ugandzie to normalne, że jesteś z kimś, a w łóżku wcale nie musicie iść na całość – objaśnia zawiłości Cleo. – Dopiero po dwóch latach mu powiedziałam. Odszedł. Ale wrócił po dwóch tygodniach.
Rodzice też ją w końcu zaakceptowali, choć wcześniej – przypomina – ojciec ją bił.
– Chcą, żebym wyjechała z kraju. Chodzi o moje bezpieczeństwo. Boją się też o siebie. Wstydzą się chyba mnie – uważa Cleo.
Chętnie opowiada o sobie, o samobójstwach wśród osób transseksualnych, o próbach przekonania rządu, by zainteresował się ich problemami. Na koniec rzuca: – Wiesz, ten internat wcale nie był najgorszym przeżyciem.
Kilka miesięcy temu poszła do dużego szpitala w Kampali na szczepionkę przeciwko żółtej febrze. – Pielęgniarka w rejestracji zwróciła się do mnie „madam”. Pomyślałam: „Jaka postępowa. Wie coś o transseksualizmie”. Ale ona najpewniej nawet nie spojrzała do dokumentów. Ód razu zaniosła je do lekarza. Lekarz patrzy na formularz, na mnie. I mówi, że jestem oszustką, chcę wyłudzić szczepionkę brata.
– Tłumaczyłaś mu?
– Próbowałam. A on w kółko: „Niemożliwe. Kłamiesz. Cezar jest mężczyzną, ty jesteś kobietą”. Co miałam zrobić? Ściągnęłam spodnie.
Pierwszy raz widzę zdenerwowanie na twarzy Cleo. Mówi, że doktor zwołał medyków z całego piętra, żeby zobaczyli mężczyznę, który jest kobietą. Wtedy zdecydowała, że musi wyjechać z Ugandy. Tu nawet po zmianie płci zawsze będzie Cezarem.
Bezpieczni w niedzielę
– A chcesz iść do klubu gejowskiego? – zapytał Felix, przyjaciel Brandta z Icebreakers Uganda. Klub to nieduży bar pod strzechą. Raz w tygodniu – w niedziele – są tam imprezy gejowskie. W pozostałe dni to zwykły bar. Przed wejściem siedzi potężny ochroniarz. – Żadnych zdjęć krzywi się na widok torby ze sprzętem. W środku nie ma plakatów, tęczowych flag, czegokolwiek, co by zdradzało, co to za impreza. Ale są tłumy, głównie młodych chłopaków, w kolorowych kamizelkach, z pstrokatymi szalikami, w obcisłych spodniach. Swawolnie tańczą, skaczą, obściskują się, czule dotykają, całują. Tylko co jakiś czas didżej przypomina, by uważali po wyjściu. Jakbyśmy byli w Rio de Janeiro, a nie w Ugandzie, której parlament debatuje właśnie nad ustawą „Zabić geja”.
Przyszła też Cleo. W czerwonej krótkiej, obcisłej sukience i w peruce. Widziałem jej zadowolenie – a może dumę? – gdy jej nie poznałem.
– Jak w Europie. Jak to możliwe, że ten klub istnieje? – dopytuję.
Cleo wzdycha: – Niedziela to dzień Boga. Ludzie siedzą w kościołach i domach. Widziałeś puste ulice. Tylko w niedzielę jesteśmy tu bezpieczni.
Wodzi oczami po sali: – Są bici przez ojców. Dziewczyny – żeby polubiły mężczyzn – gwałcone są przez kuzynów. Wyrzekły się ich rodziny, nie mają pracy, domów. Ale teraz chcą zapomnieć. Raz w tygodniu chcą być sobą.
Później Frank Mugłsha mówił mi, że weszliśmy do baru tylko dlatego, że ktoś zaufany nas wprowadził. No i jesteśmy muzungu, biali. Nieznany nikomu czarny nie wszedłby ot tak, z ulicy. – Policjanci pewnie biorą łapówki. A miliony Ugandyjczyków o tym miejscu nie wiedzą. W najgorszych koszmarach im się nie śniło, że w Kampali może być gejowski bar – zaśmiał się.
Kamery w sypialniach?
Homoseksualizm jest nielegalny w 76 krajach na świecie, w tym w 38 w Afryce. Kiedy Bahati w 2009 r. wprowadził pod obrady parlamentu ustawę przeciw homoseksualistom, kraje zachodnie zaprotestowały. Zagroziły, że obetną pomoc finansową, od której Uganda jest uzależniona. Prezydent Obama nazwał ustawę „Zabić geja” ohydną. Zdystansował się od niej nawet rządzący od 27 lat krajem prezydent Yoweri Museveni, mówiac, że homoseksualizm w Afryce był od zawsze. Przezornie zaznaczył jednak, że nie powinien być jednak promowany. Nie powstrzymało to Davida Bahatiego od ponownego złożenia projektu w 2012 r., już w nowej kadencji parlamentu. W grudniu marszałek parlamentu Rebecca Kadaga obiecała Ugandyjczykom ustawę przeciwko homoseksualistom w prezencie na Boże Narodzenie. Ale parlamentarzyści wrócili do niej dopiero na początku lutego. Teraz ważą się jej losy. Cleo przekonuje mnie, że projekt Bahatiego to temat zastępczy, by przykryć trawiące kraj afery korupcyjne. Parlament zawsze do niego wraca, kiedy w Ugandzie wybucha jakiś skandal.
– Społeczeństwo pochłaniają emocje antygejowskie i ludzie nie drążą np., dlaczego parlamentarzyści po cichu, jednej nocy, uchwalili prawo paliwowe – podaje przykład.
– Jeżeli tylko projekt trafi pod głosowanie, to zdecydowana większość zagłosuje „za” – prorokuje Kasha Jacqueline Nabagasera, ta, która miała spotkać się z Davidem Kato w Święto Wyzwolenia Ugandy. Jest szefową nielegalnej lesbijskiej organizacji Wolność i Wędrówka (Freedom and Roam).
– Ale od 2009 roku nie trafił. Może parlamentarzyści boją się jednak utraty pomocy międzynarodowej? – zastanawiam się.
Kasha uważa, że nie tylko. – Bahati buduje na tym swoją karierę polityczną – przyznaje. – Ale zapędził się w kozi róg. Pojawiają się głosy: „No dobrze, uchwalimy – i co? Jak będziemy egzekwować? Pozakładamy kamery w sypialniach, żeby mieć dowody?” Kasha twierdzi jednak, że paradoksalnie dzięki ustawie „Zabić geja” wiele się zmieniło na lepsze. Ludzie usłyszeli, że w Ugandzie są homoseksualiści. Coraz więcej gejów i lesbijek mówi o sobie rodzinom. Coraz mniej się boją. Kilka lat temu nie do pomyślenia było, by kilkadziesiąt osób przyszło na mszę za Davida, na której otwarcie mówiono o walce o prawa gejów.
– Zmienia się też nastawienie władz – uważa. Wspomina swój pierwszy kontakt sprzed kilku lat z Ugandyjską Komisją Praw Człowieka. – Jeden z wiceprzewodniczących zażartował, że jestem lesbijką, bo nie mogę znaleźć chłopa. I że jak chcę, może przysłać do mnie swojego syna. Jest przekonana, że nowy przewodniczący czegoś takiego by już nie powiedział. – To najbardziej otwarty i liberalny ugandyjski urzędnik
Tłumaczę: Nie promujcie
Przewodniczący Ugandyjskiej Komisji Praw Człowieka, odpowiednik rzecznika praw obywatelskich, powoływany jest przez prezydenta. Kiedy mówię jednemu z jego urzędników, o co chcę pytać, na jego twarzy widać konsternację. – Przykro mi. Ja nic nie powiem – ucina. – Przewodniczącego nie ma, a tylko on rozmawia z dziennikarzami. Będzie za kilka dni.
Kiedy wracamy, znowu poruszenie, tym razem u sekretarek. W końcu jest decyzja: przewodniczący przyjmie nas.
– Czy popiera pan ustawę przeciw homoseksualistom?
– W mojej ocenie nie jest konieczna, kodeks karny w tym zakresie jest jasny – odpowiada lekko zdenerwowany Med Kaggwa, szef Ugandyjskiej Komisji Praw Człowieka.
Ale i on nie ma wątpliwości, że jeżeli projekt trafi pod głosowanie, to przejdzie. Napięcie szybko mija. Przewodniczący zapewnia nas, że spotyka się z gejami. Mówi to tak, jakby samo spotykanie się było czymś niezwykłym. – Przychodzą do mnie. Raz nawet policja chciała interweniować, że odbywa się promocja homoseksualizmu. Ale powiedziałem: „To konferencja o prawach człowieka”. Tłumaczę gejom: „Nie promujcie, nie idźcie z tym do szkół. To nie w porządku opowiadać dzieciom o tym, co się dzieje w sypialni”.
– Zgodnie ze współczesną nauką homoseksualizm nie jest zaburzeniem, są trzy orientacje seksualne – wtrącam.
Przewodniczący ripostuje: – Nie wszyscy naukowcy się z tym zgadzają. I kontynuuje: – To nie Europa. Nikt u nas tego nie zaakceptuje, by w szkole dzieciom opowiadać. Mówię gejom: .Jeśli zrobicie paradę, a kodeks karny tego zabrania, będą was ścigać. Społeczeństwo was nie akceptuje. Po co prowokować ludzi?”.
– A może już czas, by wykreślić homoseksualizm z kodeksu karnego?
– Nie ma społecznego przyzwolenia – stwierdza twardo. Po chwili uspokajająco i tajemniczo zapewnia: – My, obrońcy praw człowieka, jeżeli
dochodzi do dyskryminacji, powinniśmy bronić dyskryminowanych.
Pytam jeszcze o groźby Zachodu dotyczące wycofania pomocy. Na twarzy urzędnika widać poirytowanie. – Dlaczego 33 miliony Ugandyjczyków mają być ukarane z powodu garstki homoseksualistów? Dlaczego?!
30 lat za geja
David Kato był pierwszym jawnym aktywistą gejowskim w Ugandzie. Jego mordercę skazano na 30 lat więzienia. Początkowo policja podawała, że motywem był rabunek. W sądzie oskarżony bronił się, że zabił, bo Kato sprowokował go seksualnymi propozycjami. Przyjaciele Davida w to nie wierzą: – Zginął, bo był działaczem, zginął przez kampanię nienawiści, bo „Rolling Stone” na pierwszej stronie opublikował jego zdjęcie.
Msza żałobna dobiegała końca, kiedy przybyła mama Davida, W dodatku z jego ciotkami, siostrami, małymi siostrzeńcami. Wszystkie kobiety miały na sobie odświętne kolorowe jedwabne suknie zwane gomesi. Zakłada się je na wesela i pogrzeby.
Lydia Mulumba, mama Davida, kulejąc, podeszła do mównicy. Rozejrzała się po pełnym ludzi ogrodzie. Mówiła powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. – Cieszę się, że pamiętacie o moim synu. Walczył o prawa człowieka, dodawał innym odwagi. Dziękuję Bogu za to, że jesteście. Że pokazaliście mi, jak wielką pracę wykonał mój syn. Prośmy Boga, by jego wysiłek nie był zapomniany.
“Zabić geja” from agata grzybowska on Vimeo.
Reportaż oryginalnie ukazał się w “Dużym Formacie” dodatku do Gazety Wyborczej, 28 lutego 2013.
Powyższy tekst został nominowany do nagrody dziennikarskiej Amnesty International Pióro Nadziei 2013, na najlepszy tekst prasowy o prawach człowieka.