Cyfrowa pułapka i wyzwolenie

Na zapytanie Kamili Biedrzyckiej odpowiedział: „Wpłynęło pismo,które nie spełnia warunków formalnych podania o azyl. Ale nawet gdyby spełniło, nie dam pozytywnej rekomendacji”. Na Twitterze zawrzało. Krzysztof Trzewiczek dopytuje: „«Nie dam pozytywnej rekomendacji», bo…?” „Bo Polska i Stany Zjednoczone są sojusznikami” – odpowiedział Minister Spraw Zagranicznych. Jak jednak ma się „interes narodowy” i sojusz między USA a Polską do prawa do prywatności m.in. Polaków? Na to pytanie Amnesty International Polska odpowiedział w osobnym tweecie: „Natomiast będziemy domagać się wyjaśnień, co do aktywności NSA wobec Polski i Unii Europejskiej”. Rozpoczęła się gorąca debata internatów nad najważniejszą w ich wirtualnej działalności sprawą – prywatnością. I prawem do informacji publicznej. Przełożyła się ona na zainteresowanie mediów (trzeba pamiętać, że w Polsce Twitter wciąż jest głównie kanałem komunikacji dziennikarzy, polityków i NGO’sów) i doprowadziła do zawiązania się koalicji trzech organizacji pozarządowych, które złożyły dzisiaj (16 października) 100 pytań o inwigilację do władz.

Wybrane wątki dyskusji na Twitterze po odrzuceniu wniosku Snowdena o azyl.

Wybrane wątki dyskusji na Twitterze po odrzuceniu wniosku Snowdena o azyl.

To tylko jeden mało jaskrawy przykład mocy nowych mediów we współczesnych demokracjach. Wszystko to nie miałoby miejsca, a na pewno działoby się dużo wolniej jeszcze 15 lat temu. Nie miałoby miejsca, bo współczesne media tworzą kanał bezpośredniej komunikacji z przedstawicielami władz. Komunikacja ta jest nie tylko wciąż aktualizowana – a więc wymaga odpowiadania na bieżąco – jest też powszechnie dostępna. Można byłoby ją porównać do wielkiego archiwum ze stanowiskiem władz na każdy niemal temat; gdyby nie jeden fakt. Jest dwukierunkowa. Na Twitterze władza musi się liczyć z tym, że każdy tweet może się spotkać z kontrtweetem, każdy argument znajdzie swój kontrargument. Demokratyczne rządy nie mogą przestać komunikować się z obywatelami, a solidarna siła społeczeństwa obywatelskiego jest dużo większa niż jakakolwiek organizacja pozarządowa, partia polityczna czy grupa nacisku. To nie tylko siła ilościowa, ale i jakościowa – intelektualna, kreatywna.
Cienie ludzi wpatrzenych w film / fot. Misspixels

Cienie ludzi wpatrzonych w film / fot. Misspixels

Czasem ciężko o tym pamiętać, gdy YouTube atakuje kolejnym przesympatycznym filmem o słodkich kotkach, a Facebook zasypuje informacjami o obiadach naszych znajomych, miejscach, które odwiedzili, ludziach, z którymi się widzieli i o najważniejszym – o tym dlaczego znów nie udało się im nic zrobić. Nowe kanały komunikacji sprawiają, że każde z doświadczeń ma szansę stać się ważne. Ma szansę uruchomić łańcuch przyczynowo-skutkowy i rozkwitnąć w nieobliczalnym rezultacie na drugim krańcu świata. Policja skasowała mi film z komórki. Za co? Jakim prawem? Urzędnicy nie wyrazili zgody na moją manifestację. Jaka to manifestacja? Jakie było uzasadnienie? Ktoś nie pozwala mi się dalej uczyć. Kogo masz na myśli? Co zamierzasz z tym zrobić? Temat na artykuł lub wpis na blogu jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy włożyć ręce do nurtu informacji, by natrafić na coś gorącego.
Oczywiście potrzeba osób, które chcą, niezależnie od motywacji, coś z tą informacją zrobić. 22 lutego 2000 roku powstał południowokoreański portal OhmyNews. Jego dewizą stały się słowa: „Każdy obywatel jest reporterem”. I faktycznie – jako pierwszy na świecie zaczął przyjmować artykuły swoich czytelników. Bardzo szybko udowodnił, że z dziennikarstwa obywatelskiego można się śmiać, ale nie można go ignorować. Malala, Arabska Wiosna, Taksim – bez siły blogów i mediów społecznościowych te zrywy domagających się swych praw ludzi miałby bardzo ograniczony zasięg lub wcale nie miałyby szans na realizację. Pamiętacie Protest Tango w Stambule? A milczący protest na Taksim? Te małe akty oporu dotarły do nas bezpośrednio – od ludzi, którzy w nich uczestniczyli.
Tak naprawdę dla praw człowieka najważniejsze jest jednak nie to, co czy jak współczesne media mówią. Dużo ważniejsze jest, jak działają. Ich dwukierunkowość sprawia, że nastawione są one na zmianę. Czy pożyczaliście kiedyś przez Facebooka jakiś przedmiot – namiot na wczasy, farbę akrylową, która może została komuś po remoncie? Tak samo działają one, gdy chodzi o pomoc osobom w potrzebie. Pełne oburzenia posty zmieniają się we wpisy na blogu, te w petycje, petycje w protesty na ulicach. Są nastawione na skuteczność. Niestety jest to skuteczność obliczona na krótką metę. Temat szybko się dezaktualizuje, a ze 100 tysięcy osób, które potwierdziło udział w demonstracji, zostaje raptem 1000.
Nowe media zmieniają też rolę samych organizacji praw człowieka i redakcji, które straciły monopol na dostarczanie informacji z objętych do niedawna embargiem teleinformacyjnym części świata. Ciężkie i pewnie bezcelowe jest konkurowanie o pierwszeństwo w informowaniu o sytuacji np. w rejonach konfliktu. Jest wręcz przeciwnie – gdy cały świat obiegają dramatyczne obrazy po ataku chemicznym w Syrii, Amnesty International jest wstrzemięźliwa. Zanim zajmie stanowisko musi mieć pewność, że gazów bojowych użyto, że zdjęcia i nagrania pochodzą z tego miejsca i czasu. Słowem – musi potwierdzić wiarygodność każdej informacji. Gdy pojawia się wreszcie wyważony komunikat Amnesty International – który zwraca uwagę, że tragedia z 21 sierpnia jest tylko wierzchołkiem góry lodowej przypadków łamania praw człowieka w Syrii – USA są już gotowe do ataku, Rosja broni Asada, by w końcu porozumieć się ponad głowami Syryjczyków i znaleźć zastępcze rozwiązanie. Niestety – spychając na dalszy plan cierpienia cywilów, którzy wciąż giną od broni konwencjonalnej.
Informacja staje się coraz tańsza, ale nierzetelność jest grzechem, który kosztować może bardzo wiele. Reżimy cały czas manipulują faktami w sieci. Na naszą akcję hairprotest.org – wyraz solidarności z Koreańczykami z Północy, których prawa są łamane – bardzo szybko zareagował Polski Oddział Stowarzyszenia Przyjaźni Koreańskiej, ogłaszając swój Anti-hairprotest.org. „It’s not about hair. It’s about human rights in North Korea” – głosiło hasło na naszej fotopetycji. W przewrotnej odpowiedzi Stowarzyszenia zostały z niego już tylko włosy. Ani słowa o prawach człowieka.
Niektóre zdjęcia, filmy czy fakty sprawiają wrażenie, jakby nie miały źródła. W cyfrowym świecie potrzeba osób bądź instytucji, które sprawdzą ich wiarygodność. Sieć taką szansę daje. I dzieje się to tak samo z pożytkiem społeczności międzynarodowej, jak i rządów łamiących prawa swych obywateli. By znaleźć uczestników protestów w Pradze w 1968 roku, władze musiały skonfiskować klisze ich uczestników. W 2013 uczestnicy sami podają im je na talerzu. Nieważne są pseudonimy, zmienne adresy IP – Internet jest dla nich tak oknem na świat, jak pułapką, wyzwoleniem i więzieniem.
Koniec końców nie ma deus ex machina – jest tylko człowiek, który stoi za technologią. I to on musi zadbać, by sprawiła, że świat stanie się lepszy.