Diana Eltahawy, badaczka Amnesty International do spraw Libii
Wydaje się, że jest ona jeszcze bardziej niepewna niż kiedyś, biorąc pod uwagę fakt braku bezpieczeństwa, powszechnej dostępności broni i wszechobecności rozmaitych grup zbrojnych, które działają bezkarnie poza granicami prawa. Cudzoziemcy są teraz zdani na łaskę tych grup, na terytorium której akurat się znajdą. Nie mają w ogóle dostępu do sądu i zadośćuczynienia za wyrządzone im krzywdy.
David (imię zmienione, przyp. autora), 42-letni Nigeryjczyk, opowiedział Amnesty International o tym, jak pewnej nocy w sierpniu 2011 roku grupa uzbrojonych mężczyzn w strojach wojskowych wtargnęła do jego domu bez nakazu i pobiła go dotkliwie pałkami i kolbami pistoletów, a następnie postrzeliła w nogę. W areszcie również był bity. Wspomina, jak pewnej nocy w grudniu 2011 został wywleczony ze swojej celi przez grupę strażników, skuty, zawieszony na metalowej bramie i pobity przy użyciu rury. David nadal przebywa w więzieniu i nie ma żadnego kontaktu ze swoją rodziną.
– Mieszkałem i pracowałem w wielu krajach, ale Libia to najgorsze miejsce z nich wszystkich – mówi. – Tutaj nie wiesz kto należy do policji, a kto do uzbrojonych gangów. Nikt ci nie pomoże.
W innym ośrodku detencyjnym obywatel Czadu pokazuje blizny na swoich plecach, które, jak mówi, są następstwem wielokrotnych pobić drewnianymi i metalowymi pałkami w marcu 2012 roku. Jak wyjaśnia, został ukarany za próbę ucieczki. Jego towarzysze z celi również skarżą się, iż strażnicy od czasu do czasu biją ich za „błędy”, takie jak domaganie się pomocy medycznej, narzekanie na brak higieny czy dopytywanie się o swój los. Grupa więźniów wspomina, jak pewien Nigeryjczyk został skatowany na śmierć na początku maja 2012 roku.
Pomimo że wiedza o przemocy wobec obcokrajowców w Libii jest powszechna, bo została dobrze opisana, ludzie nadal przyjeżdżają do tego kraju, często w akcie desperacji, chęci ucieczki przed prześladowaniami i skrajnym ubóstwem w swoich krajach pochodzenia. Funkcjonariusze państwowi i mieszkańcy południowej części Libii mówią, że każdego dnia nowi migranci napływają do kraju poprzez słabo strzeżone granice. Wykorzystują do tego głównie dwa szlaki: ci, którzy przybywają z zachodniej Afryki wybierają Sabhę (gminę na południowym zachodzie Libii), a Etiopczycy, Somalijczycy i Sudańczycy Kufrę (gminę na południowym wschodzie Libii).
Migranci opowiedzieli Amnesty International o swojej długiej i niebezpiecznej drodze. Niektórzy z nich zostali porzuceni przez przemytników na środku pustyni. Bez kompasu i oddaleni kilometry od najbliższego miasta zmuszeni byli maszerować dalej na piechotę, w palącym słońcu.
24-letni mężczyzna z Kamerunu, który przebywa w Libii od trzech miesięcy, jako jedyny żywiciel rodziny został zmuszony do opuszczenia domu ze względu na brak pracy. Dwa tygodnie po jego przybyciu do Libii grupa uzbrojonych mężczyzn w cywilnych ubraniach aresztowała go za przekroczenie granicy bez wizy. Od tego czasu mężczyzna przebywa w ośrodku detencyjnym. Jest zmuszany do pracy, każdego dnia innej, między innymi zajmuje się wyładowywaniem amunicji i sprzętu bojowego.
Malijczyk przetrzymywany w tej samym ośrodku opisuje swój obecny los jako żywot „współczesnego niewolnika” – zmuszany do pracy, obiekt rasistowskich wyzwisk, bity za „nieposłuszeństwo” wobec osób, które go uprowadziły.
W innych ośrodku cudzoziemcom oferuje się swego rodzaju kontrakty pracownicze – otrzymują za swoją pracę wynagrodzenie. W innych przypadkach zatrzymani przekazywani są pod kuratelę libijskiego pracodawcy. Część z nich nie otrzymuje za swoją pracę żadnego wynagrodzenia, część wynagrodzenie niższe niż to pierwotnie obiecane. Wysoki urzędnik z Bengazi przyznaje, że placówki detencyjne dla migrantów stają się dochodową działalnością.
Placówki detencyjne dla migrantów pozostają poza kontrolą rządu. Jedna z takich placówek w Gharyan prowadzona jest przez lokalną grupę paramilitarną. Przetrzymywanych w niej jest ponad 1000 cudzoziemców z krajów subsaharyjskich takich jak Niger, Nigeria, Sudan i Czad. Większość z nich została aresztowana na pobliskich punktach kontroli granicznej podczas próby przedostania się do oddalonego o ok. 1000 km Trypolisu.
W Gharyan mężczyźni, kobiety i dzieci przetrzymywani są w przeludnionych celach, niespełniających podstawowych standardów sanitarnych. We wszystkich placówkach odwiedzonych przez Amnesty International – w Trypolisie, Ganfoudzie i Kufrze – administracja narzekała na ograniczone środki. W części z nich pracownicy nie otrzymywali wynagrodzenia, placówki te opierały się na pracy „ochotników”.
Libia nie uznaje prawa ubiegania się o ochronę międzynarodową, nie jest też sygnatariuszem Konwencji dotyczącej Statusu Uchodźców z 1951 roku. W praktyce oznacza to, iż uchodźcy traktowani są jako nieudokumentowani migranci. Funkcjonariusze placówek detencyjnych przyznają, iż obywatele Erytrei i Somalii nie mogą być deportowani do swoich krajów. Nie zmienia to jednak faktu, iż brak jest jednolitego schematu postępowania w przypadku osób potrzebujących międzynarodowej ochrony. Somalijczycy i Erytrejczycy zwalniani są z placówki w Gharyan, gdy ambasady ich krajów potwierdzą ich obywatelstwo i wydadzą „poświadczenia” – jest to praktyka wysoce problematyczna w przypadku osób uciekających przed prześladowaniami w kraju pochodzenia. Dyrektor ośrodka detencyjnego dla migrantów powiedział nam, że jeżeli więźniowie ci zostaną ponownie aresztowani, nakładana jest na nich kara grzywny w wysokości 1000 dinarów (ok. $780). Bez pieniędzy nie ma wolności.
Tak jak za czasów pułkownika Kaddafiego kraje europejskie udają, że nie widzą naruszeń praw człowieka w Libii, zbyt skoncentrowane na zatrzymaniu fal uchodźców, które pojawiają się na ich granicach. W tym samym czasie uchodźcy i migranci zdani są na łaskę losu – przetrzymywani w libijskich ośrodkach detencyjnych, zupełnie bezbronni wobec wyzysku i nieludzkiego traktowania.
Czytaj więcej:
‘Not what we fought for’: Endemic beatings and torture in the new Libya (Blog, 22 May 2012)
Libia: Cierpieliśmy pod rządami Kaddafiego, teraz cierpimy znowu (Blog, 16 maja 2012)
Libya: Militias threaten hopes for new Libya (Report, 16 February 2012)
Tłumaczyła Paulina Iżewicz