Donatella Rovera, badaczka Amnesty International do spraw sytuacji kryzysowych
Czołg sił Kaddafiego, zniszczony w walce o Misratę © Amnesty International
Niektóre z nich zostały zbombardowane lub dosięgły je kule, jeszcze zanim mieszkańcy uciekli przed atakami. Wielu z tych, którzy powrócili, spodziewało się zobaczyć ogromne zniszczenia. Jednak to, co zobaczyli, znacznie przerosło ich obawy.
Wiele domów zostało poważnie uszkodzonych przez rakiety, moździerze i strzały z czołgów, niektóre zostały ograbione. W jednym przypadku mieszkańcy po powrocie zastali w salonie zaparkowany rządowy czołg. Zburzona została cała przednia ściana pomieszczenia, a ślady czołgu były wyraźnie widoczne w pyle i gruzie rozrzuconym po salonie i przyległym podwórzu. Kiedy dotarłam na miejsce, czołg został już przesunięty na miejsce po drugiej stronie głównej ulicy i podpalony przez walczących opozycjonistów.
Było oczywiste, że dom został wykorzystany jako baza sił pułkownika Kaddafiego. W murach otaczających taras zrobiono dziury, służące najwidoczniej jako otwory strzelnicze, a ziemia usłana była łuskami po kulach. Wycofująca się armia zostawiła też wojskowe buty i kawałki umundurowania w różnych częściach domu, który został całkowicie splądrowany.
Wszystkie rzeczy znajdujące się w pomieszczeniach zostały zrzucone na podłogę i praktycznie wszystkie kruche przedmioty zostały rozbite. Oczywistym celem było zniszczenie jak największej ilości przedmiotów należących do mieszkającej tam rodziny. Najgorsze jednak jest to, że właściciel domu, ojciec ośmiorga dzieci, został porwany 20 marca, siłą wyciągnięty z mieszkania przez siły pułkownika Kaddafiego i od tego momentu rodzina nie miała o nim żadnych wieści – opowiedziała mi jego strapiona żona.
Zaginął, jak wielu innych.
Jedno z dzieci pary, student ostatniego roku medycyny, wskazując na książki i papiery porozrzucane między gruzami jego pokoju i na schodach, powiedział do mnie załamany: „To moje książki, praca moich ostatnich sześciu lat. Co mam teraz zrobić?”
Wyznał mi również, że do tej pory nie znalazł w sobie odwagi, żeby przyprowadzić matkę i pokazać jej dom.
Matkę poznałam później, u kogoś z jej rodziny, gdzie ona i jej dzieci zatrzymały się po ucieczce. Powiedziała mi, że jest bardzo zaniepokojona, ponieważ słyszała, że wiele domów w okolicy zostało poważnie uszkodzonych. Nie byłam w stanie opowiedzieć jej tego, co zobaczyłam i strasznej kondycji tego, co kiedyś było jej ukochanym domem.
Po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko tamtego budynku, znajdowała się piekarnia i sklep spożywczy, które również zostały zniszczone i splądrowane. Nieopodal, kolejne dwa czołgi libijskiego przywódcy zostały zaparkowane przy ścianie domów, a następnie zniszczone, najprawdopodobniej w czasie ataków powietrznych NATO.
Zostały tam zostawione ewidentnie po to, aby bliskość obiektów cywilnych uchroniła je przed atakami NATO – jak widać bezskutecznie.
W innym domu, bardziej w centrum dzielnicy, spotkałam grupę kobiet, które uciekły ze swoich mieszkań. Jedna z nich powiedziała mi: „Żołnierze pojawili się w okolicy z czołgami, ostrzeliwując wszystko dookoła. Na początku dźwięki wystrzałów dolatywały do nas z daleka, ale od 16 marca siły Kaddafiego coraz bardziej się zbliżały. Wokół nas były setki żołnierzy, którzy strzelali i rzucali granaty. Pozostanie w domu było niemożliwe, więc przyszliśmy tutaj, ale żyjemy stłoczeni. Jest nas pięć rodzin, ponad 40 osób, w domu zaprojektowanym dla pięciu. Zanim wyszliśmy od siebie, też byliśmy uwięzieni we własnym domu przez wiele dni, podczas gdy żołnierze Kaddafiego nadciągali od południa, przez farmy. Strzelali i rzucali granaty. Nie mogliśmy wyjść; niebezpiecznie było nawet iść na podwórze po wodę. Moja ciotka ma problemy z nerkami i potrzebuje dializy trzy razy w tygodniu, ale przez 10 dni nie mogła wyjść, żeby pojechać do szpitala. Ostatecznie pomogli nam jacyś chłopcy, zanieśli ją do auta i udało im się zawieźć ją aż do szpitala bocznymi uliczkami, unikając głównych, zajętych przez wojska Kaddafiego.”
W centrum miasta, wokół cieszącej się obecnie smutną sławą ulicy Trypolisu („pierwszej linii”, gdzie przez całe tygodnie siły pułkownika Kaddafiego i wojownicy opozycji toczyli zaciekłe bitwy uliczne), wiele rodzin chowało się w swoich domach, nie mając odwagi wyjść w obawie, że pociski w każdej chwili mogą uderzyć w ich mieszkania. Faktycznie, wiele budynków dosięgły kule lub odpryski pocisków.
Również stąd w ostatnich dniach siły pułkownika Kaddafiego zmuszone były się wycofać, jednak tylko o kilkaset metrów i do tego zostawiły za sobą część snajperów, którzy nadal ostrzeliwują dzielnicę z kilku budynków.
Dzieci z sierocińca chronią się w szkole po tym, jak musiały opuścić swoją okolicę © Amnesty Internacional
“Kiedy kata`ib (siły zbrojne pułkownika Kaddafiego) pojawiły się w okolicy, strzelały we wszystkich kierunkach i sytuacja stała się bardzo niebezpieczna. Zobaczyłam jeden z czołgów jakieś 200 metrów od naszego budynku, pomiędzy domami. Wielu mieszkańców uciekało z okolicy i niektórzy zostali zabici podczas ucieczki. Mieliśmy w sierocińcu 92 dzieci, większość bardzo małych, najmłodszy niemowlak miał trzy miesiące. Teraz mamy 101. Nie mogliśmy odejść, a większość naszych kolegów nie mogła przyjść do pracy. Zabraliśmy wszystkie dzieci do piwnicy i przeczekaliśmy tam tydzień. Nie mieliśmy prądu, bieżącej wody ani telefonu; wodę czerpaliśmy z podziemnego zbiornika, ale nie było prądu, żeby wpompować ją do rurociągów, używaliśmy więc wiader i ostrożnie racjonowaliśmy. Personel kuchenny nie mógł przyjść do pracy, więc wyłamaliśmy zamek magazynu i używaliśmy ryżu, makaronu, podstawowych produktów spożywczych i wody butelkowanej, którą tam znaleźliśmy. Było nas zaledwie parę osób z personelu i robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby jakoś zabawić dzieci i zapewnić im bezpieczeństwo. Czasami wchodziłam na piętro, żeby zobaczyć, co dzieje się na zewnątrz. To było przerażające; podwórze zasłane było kulami i pociskami. Później kierowca i parę innych osób przyjechało, żeby nas stamtąd wyciągnąć i przewieźć do tej szkoły. Kiedy przeprowadzaliśmy dzieci do autobusu, wokół nas bezustannie strzelano i bombardowano, musieliśmy więc ewakuować się w pośpiechu i nie mogliśmy zabrać ze sobą wielu rzeczy; ubrań, jedzenia, butelek z mlekiem i pieluch. Tutaj jesteśmy bezpieczni i otrzymaliśmy ogromną pomocy, ale sytuacja w Misracie jest dla wszystkich bardzo trudna. Wielu rzeczy brakuje. Niemowlakom zmienialiśmy pieluchy sześć razy dziennie, ale teraz możemy robić to tylko pięć albo i cztery razy dziennie, do tego są tu tylko trzy ubikacje i jeden prysznic. Wielu z naszych kolegów nadal nie może przyjść do pracy, ponieważ mieszkają w strefie znajdującej się pod kontrolą armii Kaddafiego i nie mogą się przemieszczać. Mieliśmy 58 pracowników, teraz jest nas tylko szóstka i trzech, którzy przychodzą na nocną zmianę. Nie byłam w domu od dwóch miesięcy i nie mam pojęcia, gdzie są moi rodzice, ani co się z nimi dzieje.”
Mieszkańcom Misraty coraz trudniej jest znaleźć bezpieczne schronienie.
Wiele rodzin, z którymi rozmawiałam, zatrzymało się u swoich krewnych, lub w szkołach, które obecnie służą za schronienie dla osób przemieszczających się z powodu konfliktu. Niektóre opowiedziały mi, że w ostatnich tygodniach musiały zmieniać miejsce pobytu wielokrotnie po tym, jak kolejne strefy, w których przebywały, znajdowały się pod ostrzałem rakietowym i moździerzowym.
Tak jak często się to dzieje w strefach konfliktów takich jak ten, który znęca się nad Misratą, trzecim największym miastem Libii, warunki humanitarne pogarszają się stopniowo, prawie z każdą godziną.
Nie ma elektryczności, ani ciepłej wody. Tylko nieliczne miejsca, które dostarczają podstawowe usługi, takie jak szpitale, mają własne generatory prądu. Dla reszty ludności nie ma elektryczności.
Inżynierowie zajmujący się elektrycznością twierdzą, że główne kable zostały uszkodzone lub zniszczone i nie da się ich naprawić, ponieważ znajdują się na terenie wielkich stref miasta kontrolowanych przez siły pułkownika Kaddafiego.
Niewielka ilość wody, która jeszcze została w zbiornikach, jest rozdzielana pomiędzy mieszkańców w małych ilościach poprzez ciężarówki z cysternami. Inżynierowie zajmujący się zaopatrzeniem pokazali mi ręcznie spisane listy rodzin, które potrzebują dostaw wody. Proces dostarczania wody do wszystkich jest oczywiście długi i żmudny, a środków brakuje. Zbiornik wody i oczyszczalnia miejska również znajdują się w strefach kontrolowanych przez żołnierzy Kaddafiego, dlatego inżynierowie nie mogą tam pójść i sprawić, żeby instalacje znowu funkcjonowały. W związku z wyłączeniem z użytku tych systemów, rośnie zaniepokojenie higieną i zdrowiem ludności.
Mieszkańcy zaczęli znowu używać starych, zapomnianych od dziesiątek lat studni, w których woda jest wątpliwej jakości (żeby użyć delikatnego określenia), i może być zanieczyszczona ściekami.
Dyrektor tego, co obecnie jest głównym szpitalem, powiedział mi, że zaczyna brakować podstawowych leków, między innymi tych potrzebnych do leczenia pacjentów chorych na raka, płynów do dializ i środków przeciwbólowych.
Główny magazyn leków w mieście jest niedostępny: również on znajduje się w strefie kontrolowanej przez siły wierne pułkownikowi Kaddafiemu. Ponadto nie ma wystarczającej liczby lekarzy z wiedzą, specjalizacją i doświadczeniem potrzebnymi do opieki nad tak wysoką liczbą pacjentów i leczenia różnych typów ran i innych obrażeń. Na szczęście do pomocy, bardzo potrzebnej, przybyło kilku lekarzy i personel medyczny z zagranicy, Jednak pilnie, desperacko, potrzeba jeszcze więcej wsparcia.
Wczoraj rano doszło do tragicznego zdarzenia; zmarł ukraiński lekarz, a pielęgniarka tej samej narodowości została ciężko ranna. Kiedy wychodzili ze swojego domu w centrum Misraty, dosięgnął ich wystrzelony z moździerza pocisk.
Tego samego ranka jeden z ich kolegów powiedział mi, że planowali przenieść się z tamtego mieszkania, ponieważ okolica zrobiła się zbyt niebezpieczna.
Parę godzin po tym strasznym zdarzeniu nastąpiło kolejne, którego ofiarami padło czterech zagranicznych fotografów, którzy usiłowali robić zdjęcia, żeby pokazać reszcie świata starcia, do których dochodzi pomiędzy siłami pułkownika Kaddafiego i walczącymi opozycjonistami na pierwszej linii, w centrum Misraty. Podczas wypełniania tego zadania dosięgnął ich pocisk, najprawdopodobniej wystrzelony przez żołnierzy libijskiego przywódcy. Dwaj z nich zmarli, dwaj zostali ranni. Zwłoki dziennikarzy i ukraińskiego lekarza zostały przetransportowane do Bengasi, na wschodzie Libii, statkiem wynajętym przez Międzynarodową Organizację do spraw Migracji (OIM), który przybył do Misraty, żeby ewakuować tysiące zagranicznych pracowników, w większości pochodzących z Afryki subsaharyjskiej, uwięzionych w tym oblężonym i niszczonym przez walczących mieście i coraz bardziej zdesperowanych, by je opuścić.
W Misracie jest wiele rodzin z niepokojem szukających swoich dzieci i innych krewnych, którzy zaginęli po tym, jak zostali siłą wyciągnięci ze swoich domów i porwani przez armię Kaddafiego. Jeden mężczyzna powiedział mi, że jego siedmiu synów i trzech bratanków, jeden z nich zaledwie piętnasto a inny szesnastoletni, zostali wyciągnięci z domu 18 marca, kiedy siły pułkownika przejęły kontrolę nad dzielnicą Gheiran, w której mieszka.
Z jego opowieści wynika, że żołnierze kazali wejść do ciężarówki także jemu i jego bratu, ale ostatecznie zostali oni wypuszczeni, po czym agresorzy zniknęli z 10 członkami ich rodziny, o których nie mieli od tamtej pory żadnych wieści. To kolejne dziesięć osób, które zaginęły.
Sąsiad tego mężczyzny powiedział mi, że jego pięciu synów, w tym dwóch żonatych i z małymi dziećmi, zostało 16 marca zabranych przez żołnierzy Kaddafiego z domu, gdzie przebywali z rodziną. Również oni zagięli.
Istnieje wiele takich przypadków. Zgłaszanych jest duża ilość tego typu zajść również w innych dzielnicach Misraty kontrolowanych przez libijskiego przywódcę. Wiele kobiet pochodzących z jednej z tych dzielnic, Tamminy, które schroniły się ze swoimi rodzinami w innych strefach Misraty, powiedziało mi, że ich mężowie, synowie i bracia zostali wyciągnięci z domów przez siły pułkownika Kaddafiego i od tamtej pory są uznawani za zaginionych.
W samym środku tej rzezi i tego cierpienia, większość osób, z którymi rozmawiałam w ostatnim tygodniu w Misracie, zadało mi wciąż powracające pytanie: dlaczego społeczność międzynarodowa nie spełnia swojej obietnicy i nie daje im ochrony? Ochrony, której oni i ich rodziny tak desperacko potrzebują?
Z hiszpańskiego tłumaczyła Janina Wollny