“Pracując w szkole, robiliśmy z młodzieżą wielkie rzeczy, ale zarazem miałem poczucie pewnego ograniczenia edukacyjną rzeczywistością. Szukam takich jak ja – oburzonych na niesprawiedliwość świata, ale idących za amnestyjnym przesłaniem: zamiast narzekać na ciemność, zapal światło” – mówi Maciej Śliwa, koordynator Grupy Lokalnej w Zabrzu.
Od kiedy angażujesz się społecznie i w jakiego rodzaju projekty?
Spoglądam na świat z perspektywy ponad pięćdziesięciu lat. Moje początki społecznej aktywności kotwiczą się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Na studiach zetknąłem się z ludźmi z Ruchu „Wolność i Pokój”. To tam usłyszałem po raz pierwszy o Amnesty International, zobaczyłem biuletyny WiP poświęcone Amnesty, usłyszałem o bronionych więźniach sumienia z Polski. Z tego środowiska wywodziły się częściowo osoby, które założyły Stowarzyszenie AI w naszym kraju na początku lat dziewięćdziesiątych.
Sam włączyłem się w działania Stowarzyszenia, organizując Maraton Pisania Listów w swojej szkole w 2003 roku.
Nie wiedziałem wtedy, że zaczynam przygodę ze Szkolną Grupą Amnesty International nr 1.
I że działania z młodzieżą na rzecz praw człowieka, edukacja antydyskryminacyjna oraz międzykulturowa staną się jedną z ważniejszych osi mojego życia – zawodowego i pozazawodowego.
Założyłeś pierwszą w Polsce Szkolną Grupę Praw Człowieka. Opowiesz, jak do tego doszło?
W 2003 roku od kilku miesięcy byłem wychowawcą nowej, licealnej klasy. Uczennice i uczniowie systematycznie zarzucali mnie pomysłami na niecodzienne spędzanie razem czasu. Pojawił się, między innymi, pomysł wspólnego nocowania w szkole. Ja wtedy wchodziłem od czasu do czasu na stronę internetową Amnesty International. Zobaczyłem informację o Maratonie Pisania Listów.
No i zebrałem tych moich wychowanków i wychowanki i mówię, że ok, że możemy w szkole przez weekend zostać, ale zróbmy z tego Maraton. Napisaliśmy ok. 450 listów, z których byliśmy bardzo dumni i dumne (w całej Polsce napisano wtedy ok. 12 tysięcy). W wysyłce pomogła nam katowicka Grupa Lokalna. I za namowąy Magdy, jej ówczesnej szefowej, zaraz po Maratonie zarejestrowałem Grupę Szkolną.
Jak Twoim zdaniem zmieniała się edukacja praw człowieka w szkołach oraz stosunek do niej na przestrzeni lat?
W naszej szkole przeżywaliśmy z grupą liczne wzloty, a czasem upadki, które są częściowo odbiciem sytuacji zewnętrznej. Mam wrażenie, że start Grup Szkolnych na początku XXI wieku był przyjęty z przychylnością przez ówczesne władze oświatowe. Również świeżo utworzone szkoły gimnazjalne były niezwykle otwarte na nowe inicjatywy. Ta postawa zresztą cechowała gimnazja i w późniejszych latach. O ile pamiętam, to i Amnesty miało wtedy środki przekazane z Norwegii na rozwój pracy z młodzieżą. Pamiętam, jak rozkwitaliśmy w Zabrzu w 2010 roku, gdy było u nas kilka Grup Szkolnych, a liczba napisanych listów na Maratonie przekraczała 10 tysięcy. Zresztą maraton był tylko jednym z wielu działań. Warsztaty, często prowadzone przez samych uczniów i uczennice, popołudnia pisania listów raz w miesiącu, liczne petycje, publiczne zbiórki podpisów… To się pięknie toczyło.
A teraz mamy jakoś inaczej… Po pierwsze zniszczono gimnazja. Po drugie – zmuszono dużą część nauczycieli do pracy w wielu placówkach. Po trzecie – działalność organizacji szerzących dezinformację na temat edukacji praw człowieka powoduje, że niektóre dyrektorki i niektórzy dyrektorzy boją się działań zawiązanych z Amnesty w swojej szkole. Mnie dotknęły dwa z tych trzech czynników. Jestem tylko parę godzin w macierzystej szkole tam, gdzie istnieje moja grupa. A szkoła, po likwidacji gimnazjum, stała się maleńkim liceum, w którym uczy się ok. 150 osób. Ale i w takiej grupie da się znaleźć osoby chętne do pracy w Szkolnej Grupie…
Czy pamiętasz jakąś historię związaną z prowadzoną przez Ciebie edukacją praw człowieka, która szczególnie utkwiła Ci w pamięci?
Przychodzi mi do głowy Maraton Pisania Listów w 2006 lub 2007 roku. Zgłosiłoasza się nado niego ok. 80 osób ze zgodami rodziców. Dobrze, myślę, dam radę, choć martwi mnie fakt, że nie mogę znaleźć nikogo z koleżanek i kolegów, by wspólnie opiekować się taką ekipą. W czasie Maratonu przewijają się setki ludzi (nie wiem dokładnie, ale pewnie pisało około 300 osób). Przyszła zorganizowana duża ekipa z innej szkoły. Dostaję prośbę, by też mogli nocować. Mam miękkie serce. No i potem naprawdę w nocy musiałem wznieść się na wyżyny, by to wszystko ogarnąć. Wiecie, jak to jest – młodzież jest fajna, ale są wśród niej zawsze osoby, które sobie poeksperymentują z przekraczaniem barier. Oj, natrudziłem się wtedy!
Zupełnie innym przeżyciem było dla mnie organizowanie pokazu filmu „Aleppo. Notatki z ciemności” w 2015 roku. Na pokazie mieliśmy reżysera – Wojciecha Szumowskiego. Przeżyciem była także niezapowiedziana wizyta ówczesnego ministra sprawiedliwości – Borysa Budki (przychodził na nasze Maratony od prawie samego początku, jeszcze, gdy nie angażował się w politykę). No i mamy pokaz, a po filmie zaplanowaną dyskusję. Ale ja nie widziałem tego filmu wcześniej. I oberwałem nim tak w głowę, że w zasadzie nie mogłem powstrzymać płaczu. Płaczu z bezsilności, oburzenia na ten cały świat… To było jedno z trudniejszych dla mnie wystąpień przed szerszym audytorium…
A co skłoniło Cię do założenia aktywistycznej Grupy Lokalnej w Zabrzu?
Pracując w szkole, robiliśmy z młodzieżą wielkie rzeczy, ale zarazem miałem poczucie pewnego ograniczenia edukacyjną rzeczywistością. Do tego doszły ostatnie zmiany w systemie oświaty, które bardzo uderzyły w moją szkołę. I pomyślałem, że czas szukać nowej formuły. Czuję, że są w moim Zabrzu osoby dorosłe, które mogłyby na jeszcze nowym poziomie zająć się ochroną praw człowieka. I tych ludzi chcę odnaleźć, razem z nimi zastanawiać się nad tym, co możemy wspólnie zdziałać dla ochrony praw człowieka. Szukam takich jak ja – oburzonych na niesprawiedliwość świata, ale idących za amnestyjnym przesłaniem: zamiast narzekać na ciemność, zapal światło.
Co znaczy dla Ciebie bycie aktywistą?
Mam rodzinę, realizuję się zawodowo, rozwijam swoje scrabblowe hobby. W zasadzie mógłbym powiedzieć, że nic więcej już nie muszę robić. Dbam o świat swoim codziennym zachowaniem (chociażby jako wegetarianin od prawie 20 lat, od 3 lat weganin). Jestem więc w porządku wobec rzeczywistości. Jest jednak we mnie myśl, że żyję w tej bogatszej części świata, w której (mimo ostatnich lat w Polsce) prawa człowieka są dość dobrze przestrzegane. A to rodzi we mnie poczucie obowiązku działania na rzecz wszystkich tych, którzy są w trudniejszej sytuacji. Może myślę o długu jaki my, Polki i Polacy zaciągnęliśmy w XX wieku? I o tym, że wypada nam go spłacać. Dlatego poświęcam część mojego życia na rzecz innych. To jest po prostu dla mnie naturalne postępowanie.
Jakie wyzwania stoją przed Waszą Grupą obecnie?
Tak naprawdę jesteśmy cały czas na początku drogi. Grupa zaczęła się formować pod koniec 2018 roku. Mamy gdzie się spotykać, ale codzienne życie powoduje, że ciężko nam spotkać się w jednym terminie. W zasadzie jest nas czwórka osób zaangażowanych w bardzo różne projekty, które nas łączą, a które niekoniecznie związane są z AI (tydzień temu na przykład razem spotkaliśmy się, sadząc w Zabrzu pół tysiąca drzew). Pierwszym wyzwaniem jest więc to, byśmy skuteczniej znaleźli pomysły na bycie razem w ramach AI (tak jak chociażby spędzimy wspólnie czas na najbliższym maratonie). Drugim – przyciągnięcie do nas kolejnych osób. Takich z nową energią, nowymi pomysłami, z którymi chętnie podzielimy się grupowymi obowiązkami. I z którymi razem poczujemy satysfakcję, że wspólnie zmieniamy świat.
Jeśli chcesz dołączyć do Grupy Lokalnej w Zabrzu napisz e-mail na adres: [email protected].