Moda na bieganie dobroczynne powoli wkracza do Polski. Na początek uściślę o jaki model dobroczynności mi chodzi – czy raczej biega. Nie chodzi o imprezy, w których sponsor załatwia „charytatywność”, a jedyną aktywnością biegacza jest przemieszczenie się z punktu A do punktu B, za co ten drugi dostaje kilka gadżetów i dyplom charytatywnego joggera. Nie chodzi też o imprezy, w których za każdy przebiegnięty kilometr partner przekazuje na konto organizacji określoną sumę pieniędzy.
Chcę skupić się wyłącznie na imprezach, które przenoszą ciężar zbierania środków na biegacza/biegaczkę. Specjalnie używam słowa ciężar, bo każda pozyskana złotówka wiążę się z wysiłkiem. Wysiłkiem chociażby takim, jak powiedzenie jednego, prostego słowa: „proszę”.
Pozyskiwanie środków na cele charytatywne mocno kojarzy się z największymi maratonami: Nowy Jork, Londyn. To tam pozyskuje się najwięcej dotacji i to tam, podobno, można być najbardziej dumnym z tego, że jest się biegaczem dobroczynnym. Często jest to jedyna szansa na udział w imprezie z uwagi na skalę zainteresowania tymi biegami.
W Polsce bieganie charytatywne w takiej formule, chociaż na dużo mniejszą skalę, występuje podczas dwóch imprez Fundacji Maratonu Warszawskiego: wiosennego półmaratonu i jesiennego maratonu.
Ilu biegaczy, tyle motywacji. Co kieruje jednak osobami przy wyborze organizacji – czy uściślając – na jaki cel przekazywane są środki? Często wybierane są fundacje, które zajmują się pomocą bezpośrednią. Działa prosty mechanizm: zbieram (wpłacam) – pomagam. Wszyscy są zadowoleni, bo pomagam tu i teraz, najczęściej konkretnej osobie. Był problem – nie ma problemu. Jestem bohaterem! Wiem, że to uproszczenie, ale w taki sposób czasami to działa.
Zazwyczaj pod górkę mają organizacje, które nie opierają się na pomocy bezpośredniej. Dlaczego? Nie działa tutaj mechanizm opisany powyżej, a jeśli działa to z opóźnieniem. Z doświadczenia pracy w Amnesty International wiem, że na efekty zazwyczaj trzeba czekać. Sukcesy pojawiają się w perspektywie długoterminowej, ale często są spektakularne – nie dotyczą bowiem tylko garstki jednostek, ale wpływają na życie społeczeństw!
Darczyńcy czy osoby prowadzące zbiórki często chcą mieć pewność, że zgormadzone środki przyczynią się do diametralnych zmian i wymiernie, najlepiej natychmiast, zmienią rzeczywistość. Niestety organizacje prowadzące kampanie społeczne nie zmieniają kwestii społecznych z dnia na dzień. Do zmiany potrzebne są zaufanie i cierpliwość. Widzimy, że osoby prowadzące biegowe zbiórki dobroczynne w kontekście szerszych zmian społecznych są bardziej zaangażowane i mocniej utożsamiają się z ideą organizacji, na rzecz której zbierają fundusze. Widzą sens długoterminowej pracy organizacji w kontekście podejmowanych przez nią działań i nie oczekują natychmiastowych efektów. Dodatkowo osoby te zazwyczaj dobrze znają organizację i chcą być jej częścią.
W Polsce jesteśmy na początku drogi związanej z bieganiem dobroczynnym. Biegaczy zaangażowanych, autentycznych i w pełni świadomych działalności organizacji nie ma wielu. A to właśnie poprzez takich ludzi rozwijamy kulturę dobroczynności, zmniejszamy nieufność społeczeństwa wobec organizacji pozarządowych, promujemy ideę oddolnego wspierania słusznych inicjatyw. To jest właściwy kierunek działań, które daje siłę. Ta siła może trwale zmienić naszą rzeczywistość.
Adrian Zarzecki, Koordynator projektów fundraisingowych w Amnesty International, maratończyk
Ty też możesz Biegać Dobrze z Amnesty International! Dołącz!