Neil Sammond, badacz Amnesty International, z wizytą w obozie dla syryjskich uchodźców Zaatari w Jordanii.
W oślepiającym blasku słońca młoda kobieta w czarnej abai przyciska się razem z niemowlęciem na ręku do półmetrowego paska cienia przy białym murze. Chmury kurzu podnoszone przez wiatr i przejeżdżające ciężarówki latają nad jałową ziemię.
Większość uchodźców zabrała ze sobą rzeczy, które była w stanie unieść oraz wspomnienia opresji i konfliktu zbrojnego w Syrii. Niektórzy pokazują nam wysłużone i zniszczone buty, w których odbyli swoją wyprawę do Jordanii.
Znaczna większość uchodźców, których spotykamy, uciekła z południowego dystryktu Dara, gdzie ponad dwa lata temu zaczęły się protesty nawołujące do zmian w Syrii.
– Zostałem aresztowany, bo chciałem wolności – mówi łagodnie Ahmed próbując złapać oddech. Siedzi po turecku w przyczepie swojej rodziny. W międzyczasie jego syn włącza na telefonie filmik, na którym syryjskie siły bezpieczeństwa biją i depczą skutego mężczyznę. Ahmed ma problemy z sercem, które powiększyły się w ciągu dwóch lat w zamknięciu, gdzie, jak mówi, torturowano go. Pytam czy mogę zapisać notatki o jego uwięzieniu i złym traktowaniu, ale jego oczy zachodzą łzami, a głowa opada do przodu. Postanawiam więc nie wyciągać notesu.
W karawanie siedzi też Wafa, kobieta po trzydziestce, która twierdzi, że jej dziecko zmarło kilka miesięcy wcześniej w źle wyposażonym szpitalu w Dara. Wciąż opłakuje śmierć swojego dziecka.
– Tam był tylko jeden lekarz, dziecko potrzebowało tlenu. Tlenu nie było. Dziecko zmarło – mówi.
Podczas gdy wielu jest wyraźnie przeciwnych rządowi prezydenta Bashara al Assada i jego sił zbrojnych, inni sprawiają wrażenie obojętnych. Kierowca Abu Hamza mieszka teraz ze swoją rodziną w zakurzonym, płóciennym namiocie.
– Nie brałem udziału w protestach, nie interesuję się polityką – mówi. – Uciekliśmy z powodu ostrzałów i latających odłamków.
W obozie rodzina napotyka inne problemy.
– Brakuje wody. Toalety są za daleko. Moje dzieci były w szkole tylko z dwa, czy trzy razy. Nudzą się i mają dość. Oczywiście nie ma tu pracy. Nie opuściłem obozu przez całe trzy miesiące, jak tu jestem. Dokąd miałbym pójść?
Zaatari jest aktualnie drugim co do wielkości obozem na świecie. Większość syryjskich uchodźców przebywa jednak w prywatnych, wynajętych mieszkaniach. Wielu innych uciekło do innych sąsiednich krajów: Libanu, Turcji, Iraku i Egiptu.
Napływ uchodźców jest coraz większy. Według agencji Wysokiego Komisarza ONZ do spraw Uchodźców liczba Syryjczyków, którzy uciekli z kraju dobiła już w tym roku do miliona. To więcej niż liczba wszystkich nowych uchodźców na świecie w całym 2012 roku.
Wielu przygotowuje się na długi pobyt. Mówi się, że w obozie pojawiły się setki sklepów sprzedających karty do telefonu, ubrania weselne i arabskie słodycze.
Pomimo tragicznych warunków, młoda rodzina okazuje nam jeszcze większą hojność i zaprasza nas do swojego namiotu.
– Chciałabym móc cię zaprosić do naszego pięknego domu, który mieliśmy w Syrii – mówi Dina, jedna z mieszkanek obozu o smutnym uśmiechu. Dokonują wszelkich starań, żeby zmienić to miejsce w swój dom. W głębi namiotu brązowa woda wiruje w małej pralce.
Obóz jest zdezorganizowany, a warunki życia są wyraźnie trudne. Przewody elektryczne są podziurawione co powoduje zatrzymania w dopływie prądu i protesty. Wielu uchodźców jest sfrustrowanych, złych i ma traumę. Większość jest młoda i nie ma wiele do roboty. Rośnie drobna przestępczość. Powiedziano nam, że pięćdziesiąt pięć nowych kranów z wodą skradziono w ciągu godziny od zamontowania, i że nawet obozowy posterunek policji rozebrano na części i zabrano.
Końca konfliktu w Syrii nie widać i przed uchodźcami z Zaatari i z innych obozów długie czekanie, zanim będą mogli wrócić do domu. Choć trzeba przyznać, że Jordania otworzyła swoje granice na masowy napływ uchodźców, to nie jest to jednak kraj bogaty w zasoby. Społeczeństwo międzynarodowe musi uzgodnić przesiedlenie wrażliwych uchodźców i upewnić się, że Jordania i pozostałe kraje ma finansowe i techniczne warunki by chronić i pomagać uchodźcom z Syrii, zanim ci będą mogli w końcu wrócić do domów.
Tłumaczyła Alicja Cieślar
Oryginalny tekst ukazała się na livewire.amnesty.org