Czy 14 kobiet doczeka się sprawiedliwości w związku z przemocą podczas Marszu Niepodległości?

Kiedy 14 kobiet rozciąga na ulicy baner z napisem „FASZYZM STOP”, wydawać by się mogło, że wszyscy Polacy poprą ich postulaty. Byłoby to zrozumiałe i naturalne, zwłaszcza w Warszawie, w mieście, które zostało zrównane z ziemią przez faszystowską ideologię. Jednak zamiast wyrazów poparcia, usłyszały bluzgi i wyzwiska, zostały skopane i oplute. Zwróciły się więc do państwa polskiego, szukając sprawiedliwości i żądając ukarania atakujących. Jednak państwo polskie po zbadaniu sprawy z jednej strony uznało, że nie ma sprawy („brak interesu publicznego w ściganiu sprawców”), a z drugiej ukarało je grzywną za „zakłócanie” zgromadzenia. Przesłanie jest jasne – przyzwolenie państwa na nienawiść i przemoc.

…państwo polskie po zbadaniu sprawy z jednej strony uznało, że nie ma sprawy („brak interesu publicznego w ściganiu sprawców”), a z drugiej ukarało je grzywną za „zakłócanie” zgromadzenia. Przesłanie jest jasne – przyzwolenie państwa na nienawiść i przemoc.

W ostatnich latach z niepokojem obserwujemy stopniowe ograniczanie wolności zgromadzeń w Polsce oraz przyzwolenie na nienawiść i przemoc. Sprawa 14 kobiet idealnie ilustruje te problemy.
11 listopada 2017 r. 14 odważnych kobiet zostało zaatakowanych podczas Marszu Niepodległości w Warszawie. Kobiety zamierzały protestować przeciwko nienawiści i faszyzmowi. W chwilę po rozwinięciu transparentu „FASZYZM STOP”, zostały zaatakowane.
Ich pokojowa demonstracja wywołała agresję części uczestników marszu, którzy pobili je, powodując u kilku z nich obrażenia, siniaki, skaleczenia. Po kopnięciu w głowę jedna z kobiet straciła przytomność i wymagała pomocy medycznej. Prokuratura umorzyła postępowanie w tej spawie uznając, że „zamiarem atakujących nie było pobicie pokrzywdzonych, lecz okazanie niezadowolenia, że znalazły się one na trasie ich przemarszu”. Żaden z napastników nie został nawet przesłuchany!
Tego rodzaju przyzwolenie na przemoc przez prokuraturę może nieść ze sobą skutki nie tylko dla wspomnianych 14 kobiet. Dowolna osoba, która chciałaby teraz wyjść na ulice i wyrazić swoje poglądy, biorąc udział w pokojowej demonstracji, nie może czuć, że jest bezpieczna – nie może liczyć, że państwo stanie po jej stronie i po stronie jej praw i ochroni ją przed słowną i fizyczną przemocą albo, że będzie ścigać i karać tych, którzy się takiej przemocy dopuszczają. Trudno się zdecydować na udział w choćby najbardziej spokojnym zgromadzeniu, gdy dostajemy jasny sygnał, że odpowiednie służby nie zareagują, gdy spotka cię coś złego, gdy ktoś cię kopnie, uderzy. Taka reakcja państwa prowadzi do braku realnej możliwości korzystania z naszej wolności zgromadzeń. Czujemy się zastraszeni, obawiamy się o własne bezpieczeństwo, rezygnujemy na wszelki wypadek z różnych działań, zmieniamy nasze zachowania. Tak działa tzw. „efekt mrożący”.

Dowolna osoba, która chciałaby teraz wyjść na ulice i wyrazić swoje poglądy, biorąc udział w pokojowej demonstracji, nie może czuć, że jest bezpieczna

Kolejny sygnał, świadczący o ograniczaniu wolności zgromadzeń, to ukaranie kobiet grzywnami za „zakłócanie” legalnego zgromadzenia (Marszu Niepodległości).
Czy ktokolwiek jest w stanie wyobrazić sobie, że 14 kobiet z transparentem jest w stanie zablokować, bądź w jakikolwiek sposób realnie przeszkodzić przemarszowi kilkudziesięciu tysięcy osób? To prawda, że kontrdemonstracja nie może uniemożliwiać innego zgromadzenia, ale też istotą kontrdemonstracji jest możliwość wyrażenia swoich poglądów właśnie wobec uczestników innego zgromadzenia. Dlatego obie demonstracje muszą być dla siebie widoczne, ich uczestnicy muszą się słyszeć. W momencie, gdy istnieje możliwość swobodnego ominięcia kontrdemonstrantów i kontynuowania zgromadzenia, nie ma mowy o „zakłóceniu” zgromadzenia. Taka interpretacja prowadzi do braku realnej możliwości organizowania jakichkolwiek kontrdemonstracji a tym samym do ograniczenia wolności zgromadzeń.
Karanie osób pokojowo protestujących czy obrończyń praw człowieka za pokojowe działania nie powinno mieć miejsca i stoi w sprzeczności z prawami, które przysługują każdej osobie.
13 lutego w Sądzie Rejonowym w Warszawie, odbędzie się posiedzenie w sprawie zażalenia, które kobiety złożyły na umorzenie postępowania w sprawie przemocy, która je spotkała. Wierzymy, że sprawa jest oczywista i sąd nakaże kontynuowanie postępowania, tak by sprawców przemocy można było pociągnąć do odpowiedzialności. Czy tak się jednak stanie?


Autor: Mikołaj Czerwiński, koordynator projektów w Amnesty International Polska.

Zdjęcie w nagłówku: Warszawa, 11 listopada 2017, Copyright: Tomasz Stępień/OKO.press

 
[contact-form-7 id=”23178″ title=”14 kobiet”]