Dziennik znaleziony na Lampedusie, cz. 2

Czwartek 19 lipca 2012
Od alarmujących doniesień medialnych na temat Lampedusy minął już ponad rok. Sytuacja migrantów próbujących dostać się do Europy dość szybko przestała być interesującym tematem dla polskich dziennikarzy. Było, minęło. Miejsce na pierwszych stronach gazet zajęły kolejne sensacyjne wiadomości. Jednak podróżując po wyspie wyraźnie odczuwa się, że wydarzenia z przeszłości są na Lampedusie wciąż żywe. Wspomnienia nie wyblakły, a podstawowe problemy nie zostały rozwiązane. Co tak naprawdę wydarzyło się na okrytej niesławą wyspie?
Lampedusa, niewielka włoska wyspa tuż przy wybrzeżu Tunezji, stała się świadkiem ważnych wydarzeń – dla mieszkańców, dla migrantów, ale także dla całej Europy. Nawet więcej – nie tylko świadkiem, biernym obserwatorem, ale także aktywnym ich uczestnikiem. Mieszkańcy wyspy musieli sprostać wyzwaniom związanym z przybyciem migrantów. Najczęściej podkreślaną w doniesieniach medialnych wiadomością była liczba migrantów. W pewnym momencie było ich prawie dwukrotnie więcej niż mieszkańców Lampedusy. Brak odpowiedniej infrastruktury był dużą przeszkodą dla zapewnienia odpowiednich warunków.
Gazety, portale internetowe i telewizja skupiły się na drastycznych doniesieniach dotyczących zagrożeń związanych z przybyciem migrantów. Pisano i mówiono o narastającym gniewie w obozie dla uchodźców, o tłumach koczujących na ulicach i niszczących wyspę. Dawano do zrozumienia, że przybycie migrantów jest niepożądane przez mieszkańców wyspy. Poprzez relacje media kreowały obraz niebezpiecznych i szkodliwych przybyszów. Podkreślano, że dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby nigdy nie opuścili swoich krajów. Nie podawano jednak informacji o heroicznej postawie mieszkańców.
Liczne rozmowy z mieszkańcami pokazują, że byli po prostu przestraszeni. Nie liczbą osób, nie kolorem skóry, ale straszną sytuacją przybyszów. Przerażał ich los, jaki spotkał osoby zmuszone do opuszczenia swoich domów i rodzin, do porzucenia dobytku w poszukiwaniu lepszego świata.  Wyspa nie była przygotowana na to, co ją spotkało. Ze względu na brak odpowiedniej infrastruktury mieszkańcy wyspy pozwalali migrantom stołować się w ich własnych domach, wziąć prysznic, godnie przeżyć czas spędzony na Lampedusie. Migranci znaleźli schronienie także w parafii, w której duchowni – przy współudziale miejscowej ludności – bardzo mocno zaangażowali się w pomoc.
Rok po wydarzeniach, na wyspie nie ma migrantów. Znajduje się tu tylko przejściowy punkt pomocy, gdy tymczasem główny obóz znajduje się poza wyspą. Poza tym ze względu na porozumienie zawarte między władzami włoskimi i libijskimi coraz mniejszej liczbie łodzi udaje się dopłynąć do wybrzeża.
Jednak dla mieszkańców wyspy obrazy i wspomnienia są wciąż żywe. Pielęgnują je w sercach, ale widać to także na wyspie. Znajduje się tu cmentarzysko łodzi, które dobiły do brzegu wraz z migrantami. To smutny widok, który nie pozwala zapomnieć.
UNO
Obóz jest jednym z elementów międzynarodowej kampanii Amnesty International „Kiedy przestajesz istnieć”. Więcej na temat kampanii dowiecie się tutaj: https://amnesty.org.pl/badz-aktywny/kampanie/prawa-migrantow-i-uchodzcow/kiedy-przestajesz-istniec.html