20 maja 2011
James Lynch, rzecznik prasowy Amnesty International ds. Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej.
Byliśmy ofiarami „Rewolucji 25 stycznia” – rodzinami, które straciły swoich bliskich i ludźmi którzy odnieśli trwałe obrażenia. Syn Tahy, Hussein został zabity pojedynczym strzałem w klatkę piersiową w Aleksandrii.
Można by się było spodziewać, że tacy ludzie będą czczeni w ‘po-Mubarakowym’ Egipcie. Jednak ich doznania były dalece odmienne. Władza obiecywała im sprawiedliwość, a kiedy starali się ująć winnych, zostali potraktowani protekcjonalnie.
Sayed Ibrahim Abdel Latif, którego 23-letni syn Mohamed został zabity niedaleko posterunku policyjnego Imbaba w Gizie, kiedy próbował zanieść rannego mężczyznę do szpitala, wniósł sprawę przeciwko oficerom policji podejrzanym o zabójstwo.
Od początku urzędnicy próbowali go zbyć i nakłonić, aby nie kontynuował śledztwa. Oferowali mu nawet pieniądze w zamian za wycofanie oskarżeń. Mimo tego wniósł sprawę do sądu. Zszokowało go zachowanie tych, którzy zabili jego syna. Powiedział, że spacerowali po sądzie pijąc herbatę i traktowali proces lekceważąco przekonani, że system, w którym żyli bezkarnie przez wiele lat i tym razem ich nie zawiedzie.
Sayed był wściekły, kiedy usłyszał starszego urzędnika ds. bezpieczeństwa, który sugerował
w TV, że ludzie zabici niedaleko posterunków policji byli w rzeczywistości „bandytami”, a nie prawdziwymi protestantami. „My nie jesteśmy bandytami” krzyczał, „to zabójcy są bandytami”!
Użycie określenia „bandyta” w stosunku do osób, które zostały zabite, ranne lub torturowane podczas protestów, to niepokojący trend w Egipcie. To wygodna plakietka, która pozbawia ich statusu męczennika, a przez to prawa do odszkodowania i godności, które im się należą.
Dla rodzin takich jak rodzina Sayed’a jest to informacja, że w tej grze, kości nie są po ich stronie. Osoby podejrzane o zabójstwo jego syna do czasu rozprawy przebywali na wolności i wykonywali swoją pracę. „Ból jest tak wielki, że nie możemy spać w nocy, a oni po prosty dalej pracują,” powiedział Ashraf, brat Mohameda.
W jeszcze gorszej sytuacji są rodziny więźniów, którzy zginęli w czasie zamieszek do jakich doszło w wyniku demonstracji. Malik Tawfig , którego brat Tamer zmarł 3 lutego w niewyjaśnionych okolicznościach, po tym jak ostatnim razem był widziany żywy w rękach wojska, powiedział na wczorajszym spotkaniu, że próbował bez rezultatu nakłonić władzę do zbadania tej sprawy.
„Poszedłem do Prokuratury żeby złożyć skargę przeciwko armii,” powiedział. Ale oni powiedzieli że jest to wykluczone. Ja chcę, żeby armia została pociągnięta do odpowiedzialności, jeśli to oni zabili mojego brata.”
W desperacji odwiedził nawet więzienie El Faiyum, aby samemu zbadać sprawę śmierci brata, ale został poniżony i pobity przez strażników więziennych.
Wielu z tych, którzy pojechali do Kairu, aby podzielić się swoim doświadczeniem, powiedzieli że czują się porzuceni przez instytucje, które powinny ich wspierać. Dlatego z radością przyjęli informację o raporcie Amnesty International dotyczącym zabójstw, przetrzymywań i tortur podczas Rewolucji 25 Stycznia, nawołujący do większych wysiłków w celu sprostania potrzebom sprawiedliwości i równości. Czują jednak, że jest coraz mniej i mniej głosów po ich stronie.
Poczucie bezsilności i poniżenia jest głównym powodem oburzenia na pomysł, że Mubarak mógłby uciec przed sprawiedliwością mówiąc zwykłe ‘przepraszam’ narodowi egipskiemu. To wskazuje na to, że nawet kiedy miliony przejęły ulice domagając się większych praw dla społeczeństwa, nadal pozostaje jedno prawo dla bogatych i posiadających władzę i drugie dla zwykłych, prostych ludzi.
„Czy to była rewolucja?”- zapytał Ashraf, jak spotkanie dobiegało końca. Nadzieja na sprawiedliwość i równość w Egipcie postaje kruchym i nieuchwytnym marzeniem. Nie ma się czemu dziwić, że szerzą się głosy o wznowieniu protestów.
Tłumaczyła Anna Porębska