Kenia: Byłam świadkiem miliona i jednej przymusowej eksmisji

Pochodzę z drugiego z największych slumsów w Kenii – Korogocho. Przez większą część mojego życia byłam aktywistką, ale pewnie o tym nie wiedziałam, kiedy byłam bardzo młoda. Jako dzieci doświadczyliśmy sporej dozy dyskryminacji i przemocy – widziałam, jak mordowano kobiety i młodych ludzi, jak dzieci brały ślub w wieku lat 12. Kiedyś próbowałam zaangażować ludzi w walkę z takimi sytuacjami, bo wiedziałam, że to nie w porządku.
Women's march in Nairobi, Kenya to end forced evictions. 10 October 2013
Rozebranie do naga na znak protestu
Zdałam sobie sprawę, że jestem aktywistką, gdy stałam się członkiem ruchu propagującego uwolnienie więźniów sumienia. W Kenii do roku 1992 rządziła jedna partia, a aktywizm na rzecz więźniów politycznych stał się naprawdę intensywny przed ich wypuszczeniem.
Kobiety – matki, córki, ciotki, siostry – rozpoczęły strajk głodowy w parku miejskim i zostały bardzo źle potraktowane. Miałam wtedy zaledwie 19 lat i wzięłam udział w tym proteście, chociaż osobiście nie znałam żadnego z więźniów politycznych.
Kobiety rozbierały się nawet, by zaprotestować przeciwko uwięzieniu ich najbliższych. Zaskoczyła mnie ta nagość starych afrykańskich kobiet – a pod względem kulturowym jest to wstrętne. Po tym jak usłyszałam historie tych kobiet, sama poczułam się jak więzień sumienia – nie taki zamknięty w czterech ścianach, ale w większym, geograficznym więzieniu. Jak można być osobą wolną bez prawa do bezpieczeństwa, do bezpiecznego i godnego domu, czy dostępu do edukacji?
Miażdżenie kurczaków
Byłam świadkiem miliona i jednej przymusowej eksmisji. W Kenii zawsze są one gwałtowne – ludzie są napadani w nocy lub wczesnym rankiem, a ich domy niszczone są buldożerami. Czasami na budynkach pojawiają się czerwone znaki X lub poprzedniej nocy słyszy się jakieś plotki. Jest to taktyka mająca na celu zdemobilizowanie, zdezorganizowanie i rozproszenie ludzi, bo w ten sposób społeczności nie są w stanie się przeciwstawiać.
Widać dużą obstawę policji i wielkie buldożery oraz inne przetaczające się pojazdy. A potem ludzie po prostu dostają rozkaz, by się wynieść. W lipcu 2009 roku – najzimniejszym miesiącu w Kenii – 3000 osób otrzymało o godzinie 18:00 nakaz opuszczenia w ciągu trzech godzin swoich domów. O 4 nad ranem kolejnego ranka przyjechały buldożery i wszystko zniszczyły. Przez miesiąc ludzie mieszkali pod gołym niebem, w zimnie i deszczu, bez otrzymania żadnej pomocy humanitarnej.
Kolejną eksmisję zobaczyłam w październiku tego samego roku. Był to dzień szkolny i czas egzaminów państwowych. Zmiażdżyli ludziom nawet kurczaki. Widzieliśmy jak kobiety przeszukują gruzy w poszukiwaniu swetrów dla swoich dzieci, gdyż padał deszcz.
Innym razem widziałam, jak kobieta znalazła się między dwiema ścianami, gdy buldożery zaczęły burzyć domy. Siedziała tam przez dwie godziny, bo wyciągnięcie jej byłoby zbyt niebezpieczne – musiano zorganizować żurawia, który ją wyciągnął. Z powodu obrażeń stała się bezpłodna, a była świeżo po ślubie. Teraz jest niepełnosprawna i chodzi o kulach. Kiedyś była krawcową, ale nie może już wykonywać tego zawodu. Z powodu powikłań musi codziennie zażywać drogie leki. Oto rzeczywistość przymusowych eksmisji.
Po przeprowadzeniu eksmisji pracownicy zazwyczaj wznoszą mur lub płot, by uniemożliwić ludziom dostęp. Czasem pojawia się policja lub uzbrojeni strażnicy. Stopniowo ludzie znikają w innych slumsach, wracają do domów na wsi lub są zmuszani do wynajmowania domów, na co ich nie stać.