Nie damy się zastraszyć

Rok 2016 dla polskich kobiet zaczął się od wiadomości resortu zdrowia, że antykoncepcja awaryjna nie będzie dla nich dostępna. Zmiany do tej pory nie wprowadzono, ale nie trzeba było długo czekać na kolejną groźbę. Do Sejmu trafił projekt ustawy wprowadzający całkowity zakaz przerywania ciąży i karę więzienia dla kobiety, która się zabiegowi podda. Wnioskodawcy nie przyjmowali do wiadomości, że takie prawo już działa w innych, nielicznych krajach i prowadzi do skazywania kobiet na wieloletnie wyroki za poronienie czy urodzenie martwego dziecka. Nie mówiąc o zmuszaniu do rodzenia ofiar gwałtu czy kazirodztwa. Zanim projekt trafił pod obrady, Sejm już zajmował się kolejnym pomysłem z zakresu praw reprodukcyjnych: o zaprzestaniu finansowania zabiegów in-vitro. Potem przyszło wyrzucenie do śmieci standardów opieki okołoporodowej i wreszcie pomysł wypowiedzenie konwencji antyprzemocowej wraz ze sprzecznymi informacjami płynącymi z różnych resortów, co do stanu prac nad tą propozycją.
Z tych pięciu obszarów – antykoncepcja, przerywanie ciąży, in-vitro, opieka okołoporodowa, zwalczanie przemocy wobec kobiet – zmiany prawne dokonały się de facto w dwóch z nich. Formalnie dostęp do legalnego przerwania ciąży w jednej z trzech sytuacjach wciąż jest zapewniony, podobnie jak dostęp do antykoncepcji awaryjnej bez recepty. Konwencja antyprzemocowa nie została wypowiedziana, ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie obowiązuje. O co więc nam chodzi? Panikujemy? Bynajmniej. Kiedy Sejm, w nagłym zwrocie akcji po październikowym Czarnym Poniedziałku, zdecydował się odrzucić w całości skandaliczną ustawę o całkowitym zakazie aborcji, nie poczułam satysfakcji, ale ulgę. Trwającą kilka sekund ulgę, że na chwilę możemy odetchnąć. Przecież wiedziałam, że zaraz będzie kolejny atak na nasze prawa, a potem kolejny i kolejny. Czy uda się wtedy ponownie zmobilizować ludzi? Czy uda nam się obronić? Czy wreszcie kiedyś dojdziemy do momentu, kiedy pójdziemy naprzód, zamiast wciąż się bronić? Rządzący trzymają nas w strachu.

Strach jednak nie kończy się na indywidualnym odczuciu. Już wcześniej dostęp do aborcji, antykoncepcji czy do pomocy dla ofiar przemocy był utrudniony – nie przez prawo a przez stygmatyzację, przez poczucie, że korzystanie z jakiegoś zabiegu czy jakiś środków to zbrodnia, że informowanie o przemocy domowej to donosicielstwo, przemoc seksualna to wstyd.

Dziś widzimy, że nagonka na prawa kobiet i potęgowanie strachu powodują, że dostęp do tego wszystkiego, co jest nam de facto gwarantowane, jest coraz trudniejszy, a nawet niemożliwy. Korzystanie przez lekarzy z klauzuli sumienia stało się czymś powszechnym. Mamy dziś całej jedno województwo, podkarpackie, gdzie zabiegów się nie wykonuje. Odmowa sprzedaży antykoncepcji coraz mniej dziwi. Polityka zastraszania działa. Działa też w sferach do tej pory mniej oczywistych: kto by pomyślał, że kiedyś w Polsce nauczycielka będzie sądzona za przyjście do pracy ubrana na czarno. Postępowanie dyscyplinarne wobec nauczycielek z Zabrza, które wzięły udział w Czarnym Proteście, co sprowadzało się do koloru ich stroju, było kolejnym elementem tej samej taktyki.
Strach wzmaga jeszcze jedno: nabieramy pewności, że w każdej chwili prawa kobiet mogą zostać poświęcone, ponieważ jakiś cel polityczny czy wizerunkowy będzie miał zostać spełniony. Tak właśnie doszło do wprowadzenia  całkowitego zakazu aborcji w Salwadorze, zakazu który zmusza kobiety, by czekały na śmierć, jeśli ciąża zagraża ich życiu, i by rodziły, nawet jeśli są dziewczynką zgwałconą przez ojca czy wuja. W 1997 roku w tym kraju wygrała wybory partia prawicowa i uznała, że wprowadzając to drakońskie prawo udowodni swoją prawicowość. Zabieg z wachlarza chwytów marketingu politycznego, wprowadzony bez elementarnej empatii i szacunku dla życia i zdrowia, stworzył piekło dla już i tak dyskryminowanych tam kobiet.

To wszystko sprawia, że ostatni rok był dla kobiet w Polsce czasem niepewności i strachu. Trudno nie zauważyć, że strach ten jest okrutny i poniżający. Bo przecież boimy się nie o nic innego, a o nasze prawa.

Przed nami dużo pracy: monitorowania sytuacji, ale przede wszystkim edukowania i mobilizowania ludzi. Amnesty wciąż będzie informować o sytuacji w innych krajach, żeby ostrzegać, co nas może czekać i wskazywać na międzynarodowe standardy praw człowieka, które jasno opisują nasze niezbywalne prawa. Będziemy wykorzystywać nasze materiały edukacyjne o prawach seksualnych i reprodukcyjnych, by docierać do ludzi, dla których edukacja seksualna była i jest tylko niespełnioną obietnicą. Będziemy działać. Nie damy się zastraszyć.


Pomóż nam walczyć o Twoje prawa! Przekaż 1% podatku na rzecz Amnesty www.amnesty.org.pl/1procent

Na zdjęciu aktywistki grupy lokalnej Amnesty w Toruniu podczas czarnego protestu. Fot. Gosia Replisia.