„Nie widziałam czegoś takiego od dekad”

 

Hongkong, Rewolucja parasolek

Hongkong, 29 września 2014 r. Fot. Pasu Au Yeung / Flickr CC BY-SA

Ale nawet wtedy ludzi nie było tak wiele, a policja nie była tak brutalna. To, co zaczęło się tydzień temu jako protest studentów, dziś rozlało się na cały Hongkong i jest ruchem obywateli, którzy domagają się prawa do decydowania o tym, jak ich miasto jest zarządzane i przez kogo.
Dzisiaj, kiedy stoję na kładce przed budynkiem władz centralnych, widzę tysiące ludzi moknących w strugach deszczu, siedzących na chodnikach z transparentami wołającymi o poszanowanie ich uniwersalnych praw. Mówcy wygłaszają krótkie wezwania i deklaracje, tłum wiwatuje, krzyczy apele o wolność. Słychać ludzi śpiewających wolnościowe piosenki.
Wszyscy mamy przed oczami obrazy policjantów atakujących demonstrantów, ale dziś wieczorem jest spokojnie, nie widać policji. Ludzie znów mają nadzieję.
Kiedy parę dni temu zaczęły się demonstracje, nikt nie przewidywał, że będzie tak źle. Ludzi było coraz więcej, policja użyła gazu łzawiącego, wielu zostało zatrzymanych. Wśród nich lider studencki Joshua Wong, którego zabrano zakutego w kajdanki. Następnego dnia Hongkong zbudził się pełen złości i gotowy do protestów, które trwały do wieczora. Demonstranci pojawili się wyposażeni w gogle, parasolki, folię spożywczą – miały one chronić ich przed działaniem gazu.
Atmosfera była radosna – ludzie wyrażali swój protest przez sztukę i taniec. I znów policja uderzyła na Harcourt Road w wielotysięczny tłum zgromadzony w geście oporu.
Na ulicach wyrosły rzędy parasoli używanych jako osłona przed gazem łzawiącym.
Venus Cheng, wiceprezeska Amnesty International w Hongkongu, powiedziała mi, że widziała na własne oczy eskalację przemocy.
– Około godziny dziewiętnastej ludzie stojący na moście nad nami zobaczyli zbliżające się oddziały policji. Niektórzy młodzi ludzie próbowali ich powstrzymać, ale zostali zaatakowani. Jeden protestujący był bity nawet po tym, jak upadł już na ziemię.
Venus próbowała odciągnąć go, ale została odepchnięta tarczą przez funkcjonariusza policji. Kiedy stawiła opór, drugi policjant rozpylił gaz pieprzowy bezpośrednio na jej twarzy, a kolejny uderzył ją pałką w udo.
Kilka minut później policja rozpyliła kolejną porcję gazu łzawiącego, zmuszając Venus i innych demonstrantów do wycofania się do innej dzielnicy.
Umbrella Revolution -Hong Kong
– Mimo że miałam na sobie okulary ochronne i maskę, gaz łzawiący przyprawił mnie o mdłości i wymioty. Kiedy biegłam, nie mogłam otworzyć oczu – powiedziała Venus. Konfrontacja między policją a demonstrantami trwała do godziny czwartej rano w poniedziałek.
Ze względu na silne publiczne oburzenie sposobem tłumienia przez policję protestów, w poniedziałek władze wycofały oddziały funkcjonariuszy i ponownie umożliwiły dostęp do terenów wokół budynków rządowych. Ale nikt nie wie, jak długo będą trwały protesty i jak zareaguje policja.
Sytuacja wciąż jest napięta.
– Co oznaczają te protesty? – pytają mnie przyjaciele z całego świata. Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie.
Echo słowa „Tiananmen” można było usłyszeć w ciągu ostatnich dni w radiu, telewizji i na ulicach, ale czy te protesty różnią się od tamtych wydarzeń i zwiastują jakieś zmiany – to się jeszcze okaże.
Tymczasem to, co jest teraz oczywiste, to fakt, że ludzie gotowi są mówić to, co myślą – dokładnie tego potrzebują Hongkong i całe Chiny.
*             *             *
Dodatkowe informacje:
Wczoraj Amnesty International otrzymała informacje, że w Chinach właściwych aresztowano przynajmniej 20 aktywistów i aktywistek za wyrażanie poparcia dla prodemokratycznych protestów w Hongkongu. Kolejnych 60 zostało poproszonych przez władze o złożenie wyjaśnienia. Cenzorzy próbują utrudnić dostęp do informacji o przebiegu protestów w Hongkongu. Od wtorku serwis Instagram nie działa na terenie Chin właściwych.
Amnesty International wzywa władze Chin do wypuszczenia aktywistów i aktywistek oraz poszanowania wolności wypowiedzi i zgromadzeń.