Obrazoburcze przedstawienia

 
Zdjęcie przedstawia 3 osoby w pozie ukrzyżowania. Z tyłu wyświetlone zdjęcie burgera. Na pierwszym planie dwóch gitarzystów.
532a16505ea44Kiedy w 1913 roku w Paryżu odbyła się prapremiera Święta wiosny Igora Strawińskiego, wybuchł skandal. Libretto baletu opowiada w skrócie o pogańskim obrzędzie, który, by po zimie mogło odrodzić się życie, wymaga ofiary z człowieka. Obcy Belle époque temat i wymuszone nim obrazoburcze środki wyrazu wywołały szok i oburzenie paryżan. Modris Eksteins dostrzegł w nich później symptomy, które świadczyły o narodzinach nowych estetyk, nowej moralności i zapowiadały wybuch obu wojen światowych. To, co sto lat temu wywoływało szok, dzisiaj jest absolutną klasyką widowisk, spektaklem, który stanowi punkt odniesienia poszukiwań artystów na całym świecie. Jest też pewnym wzorcem myślenia o człowieku – wzorcem, który dostrzega, że uniwersalne wartości budują się w interakcji, dialogu sprzecznych sobie postaw. Z tego myślenia bierze się szacunek dla dialogu i odmienności.
Do tak ujętej roli teatru – jako przestrzeni konfrontacji z codziennością – odwoływali się też polscy twórcy. Wyspiański i później Swinarski w Wyzwoleniu obnażali polskie kompleksy i narodowe mechanizmy, które uniemożliwiają Polakom prawdziwe wyzwolenie. Przecież kogoś, kto wypowiada się wbrew przyzwyczajeniom większości, łatwiej jest zamknąć w „psychuszce”, niż świadomie i poważnie wysłuchać.
W styczniu 1968 roku ze sceny Teatru Narodowego zdjęto Dziady Kazimierza Dejmki. Z założenia miało to być przedstawienie upamiętniające 50. rocznicę wybuchu rewolucji październikowej, zrywające z chrześcijańskimi i mistycznymi odczytaniami dzieła Mickiewicza. Stało się jednak inaczej. W reżimowej prasie nie pojawiły się pozytywne recenzje, a w środowisku zaczęły krążyć pogłoski o rzekomo antyradzieckim przesłaniu przedstawienia. Zadziałał mechanizm zwrotny – widzowie, uprzedzeni co do antyradzieckiego wymiaru spektaklu, właśnie w ten sposób go czytali. Żywe reakcje publiczności przekonały władze do zdjęcia spektaklu z afisza. Decyzja ta doprowadziła z kolei studentów, a następnie inne środowiska inteligenckie, do protestu. Po zakończeniu ostatniego spektaklu skandowano: „Chcemy kultury bez cenzury!”
Lawina wydarzeń trwała. Władze aresztowały studentów i usunęły niektórych z uczelni. W odpowiedzi studenci zorganizowali protesty. Władza – w odwecie – aresztowała jeszcze więcej studentów. Doszło do starć, które rozlały się po całym kraju. By odwrócić uwagę od problemu wolności wypowiedzi i praw podstawowych gwarantowanych także przez ówczesną konstytucję, władze zaczęły wymierzoną w studentów propagandową akcję o antysemickim charakterze.

Przeciwko Apocalypsis cum figuris Jerzego Grotowskiego, jednego z największych reformatorów teatru XX wieku – drugiego swoją drogą po Adamie Mickiewiczu Polaka, który wykładał w Collège de France – kazania wygłaszał sam kardynał Wyszyński. Wielu określało spektakl jako bluźnierczy i groźny. Zdecydowaną większością widzów wstrząsnął on jednak, odmieniając ich życie. Dziś trudno znaleźć krytyka, który nie doceniałby roli Apocalypsis w polskiej kulturze…
Przykłady „obrazoburczych” lub niewygodnych dla władz przedstawień można mnożyć. Nie chodzi jednak o to, by była kompletna. Wszystkie te konteksty przywołuję zaledwie jako tło odwołania pokazów spektaklu Golgota Picnic Rodrigo Garcíi na poznańskim Malta Festival. Odwołania, które mnie uderzyło.
Nie oceniam samego przedstawienia. W rzeczywistości mam zamiar zobaczyć je dopiero w piątek – na nagraniu. Oceniam działania władz miasta. W demokratycznym państwie prawa to one powinny zapewnić warunki do pokojowego dialogu różnych grup społecznych – z gwarancją prawa do wypowiedzi każdej z nich. Czy jest to jednak możliwe, gdy Prezydent Poznania, publicznie relatywizuje sytuację? Na pytanie o to, czy dobrze się stało, że przedstawienie zostało odwołane, odpowiada: „Z punktu widzenia wolności słowa i swobody wypowiedzi – zapewne nie. Z punktu widzenia tych, który protestują i czują się obrażani – zapewne tak. Z punktu widzenia bezpieczeństwa miasta też dobrze, że ten spektakl się nie odbędzie”. Zapewne z punktu widzenia łowców czarownic czarownice należy palić na stosie, a z punktu widzenia bezpieczeństwa najlepiej, abyśmy wszyscy nie wychodzili z domu, ale prawo jest prawem, a obowiązkiem władz jest pilnowanie jego przestrzegania. Zatem czarownice powinny być przez nie chronione, a my powinniśmy móc swobodnie poruszać się po ulicach.
Dlatego obowiązkiem policji było zapewnienie ochrony 200 osób, które zdecydowały się na obejrzenie przedstawienia. Tak samo jak obowiązkiem byłaby ochrona 50 000 protestujących, gdyby widzowie ci zdecydowali się ich zaatakować. Nie sprawdzimy już, czy faktycznie służby wywiązałyby się z tego zadania – spektakl przecież odwołano. Oceniać można informacje, które policja przekazała organizatorom, a ci dowiedzieli się z oficjalnego pisma, że: „istnieje duże prawdopodobieństwo, że protestujący tłum sparaliżuje centrum Poznania i siłą wtargnie do budynku CK Zamek – planowanego miejsca pokazu spektaklu”. Policja zwróciła się do organizatorów o zmianę terminu i miejsca wystawienia spektaklu. Mogła zwrócić się do władz miasta o zakaz zgromadzenia pseudokibiców, nacjonalistycznych środowisk, grupy prawicowych polityków i osób wiernych. Manifestację taką można było przecież zorganizować kiedykolwiek. Policja zdecydowała jednak inaczej. I tak dobro mniejszości – kultura, padło ofiarą woli większości.
Pozornie to demokratyczna postawa – opowiedziała się przecież pozorna większość. Historia uczy jednak, że tam, gdzie państwo broni interesów większości, pojawia się totalitaryzm. Mniejszość, jako grupa szczególnie narażona na atak, wymaga szczególnej ochrony – to zasada wpisana w genotyp praw człowieka i demokratycznych rządów. W Polsce ostatnio jakby się o niej zapominało. Odwołanie pokazów filmów Tomasa Rafy, odwoływanie bądź przerywanie wykładów akademickich i wystaw, odwołanie premiery Nie-Boskiej Komedii w Starym Teatrze w Krakowie – to tylko niektóre z przejawów rosnącej presji na swobodę artystyczną i wolność wypowiedzi w Polsce. Presji, którą Janina Paradowska w TOK FM nazwała skrajną cenzurą. W tym kontekście cieszy mocne opowiedzenie się za autonomią twórców i swobodą wypowiedzi nowej minister kultury, Małgorzaty Omilanowskiej. Tyle tylko, że to łabędzi śpiew. Spektakl nie zostanie wystawiony, a publiczne środki wydane na jego zaproszenie – stracone.
Gdzieś tam, ludziom u władz, policji, przedstawicielom instytucji prawa i kultury powinna zapalić się czerwona lampka. Jeśli państwo nie zagwarantuje prawa do debaty publicznej bez strachu i presji, to czy czeka nas drugi marzec ’68? A może horyzont zagrożenia jest znacznie szerszy?
Jedynym pocieszeniem jest reakcja środowiska teatralnego, które, dzięki udostępnieniu Malta Festival nagrania i tekstu scenariusza, spontanicznie zorganizowało w całej Polsce projekcje spektaklu i otwarte czytania sztuki Golgota Picnic. Reakcja, która pozwala wierzyć w siłę społeczeństwa obywatelskiego i ciągłą możliwość sprzeciwu dyktaturze większości. Na piątkową projekcję wybieram się zatem jako obywatel, nie tylko kultury.