Patrolują morze, by ratować uchodźców

 

Migranci uratowani w Cieśninie Sycylijskiej przybywają na statku "Vega", włoskiej marynarki, do portu w Reggio di Calabria na południu Włoch. 23 lipca 2014, fot. FRANCO CUFARI/EPA.

Migranci uratowani w Cieśninie Sycylijskiej przybywają na statku “Vega”, włoskiej marynarki, do portu w Reggio di Calabria na południu Włoch. 23 lipca 2014, fot. FRANCO CUFARI/EPA.

W sezonie Sycylia oferuje turystom wszystko czego pragną: słoneczne plaże, pyszne owoce morza i przyjemną bryzę wieczorami. Ale tysiące osób, które tutaj płyną, nie tego szukają. Uciekają przed konfliktami, prześladowaniami i ubóstwem.
Wiele mężczyzn, kobiet i dzieci, głównie z Syrii i Afryki Subsaharyjskiej, decyduje się na podróż na przeładowanych łodziach. Każda podróż może być ich ostatnią – już przynajmniej tysiąc osób utonęło od początku roku podczas takich przepraw. Ile było ich dokładnie, nikt nie wie.
Wyruszamy dziś w podróż w odwrotną stroną, z portu Augusta we wschodniej części Sycylii. Jestem na statku włoskiej marynarki “Virginio Fasan”. Misja załogi jest jasna: uratować jak najwięcej ludzi. Pozwolono mi spędzić kilka dni z załogą jednego z okrętów odpowiedzialnych za operacje poszukiwania i ratowania na morzu.
Gdy wypływamy na włoskie wody, wiemy, że łodzie z uchodźcami już odbiły od brzegu w Libii i płyną na północ. Wiemy też, że być może nigdy by nie dopłynęły na drugą stronę Morza Śródziemnego, gdyby nie operacja „Mare Nostrum” („Nasze Morze”) prowadzona przez włoskie władze od października 2013 roku. Od tamtej pory udało się uratować 100 tysięcy ludzi.
Zanim wsiadłem na „Virginio Fasan” rozmawiałem z tym, którym się udało dotrzeć z Libii. Opowiedzieli mi o przemocy, której doświadczyli w trakcie podróży do Libii i w samej Libii, o strachu towarzyszącemu przeprawom przez morze i o ich przyjaciołach i bliskich, którym się nie udało. Tysiące ludzi musiało uciekać z ogarniętych konfliktami Syrii czy Erytrei i szuka schronienia w Europie.
I chociaż władze włoskie robią wiele, żeby ich uratować, ludzie wciąż giną. A reszta Europy udaje, że to nie ich problem. Mimo że mogliby pomóc oferując wizy humanitarne tym, którym należy się ochrona międzynarodowa, czy prowadząc dobrowolne przesiedlenia uchodźców i ułatwiając łączenie rodzin. Jednak w tym momencie nie oferują nawet wsparcia finansowego dla operacji ratowniczych, takie jak ta włoska. Jest jasne, że Włochy nie mogą sobie poradzić same.
Kiedy spotkałem po raz pierwszy załogę statku „Virginio Fasan” właśnie przekazywali 201 osób uratowanych na morzu dwa dni wcześniej. Mają chwilę na odpoczynek przy muzyce i pizzy. Ale zaraz znów jest poniedziałek i łódź wypływa. Wiemy, że wcześniej czy później usłyszymy kolejne wezwanie do akcji. To tylko kwestia czasu.
S.O.S. Europo! Uratuj uchodźców szukających schronienia. Podpisz petycję do państw UE >>>