Pióro Nadziei 2014: Alim Kajtajew już nie wróci

 

Małgorzata Nocuń, Alim Kajtajew już nie wróci, Tygodnik Powszechny, 19 stycznia 2014.

Małgorzata Nocuń, Alim Kajtajew już nie wróci, Tygodnik Powszechny, 19 stycznia 2014.

Doku Uma­row – przy­wód­ca kau­ka­skich eks­tre­mi­stów, sto­ją­cy na czele Emi­ra­tu Kau­ka­skie­go – po­wie­dział, że „to igrzy­ska na ko­ściach mu­zuł­ma­nów za­bi­tych przez Ro­sjan”, i kiedy na­stęp­nie we­zwał do roz­le­wu krwi, stało się jasne, że na­stą­pią ataki ter­ro­ry­stycz­ne.
Bomby wy­bu­chły – w Woł­go­gra­dzie, na dwor­cu ko­le­jo­wym i w tro­lej­bu­sie. Za­bi­ły i zra­ni­ły dzie­siąt­ki ludzi. Soczi – ku­rort po­ło­żo­ny w Kraju Kra­sno­dar­skim, gra­ni­czą­cy z Gru­zją i oto­czo­ny gó­ra­mi Kau­ka­zu – to trud­ny cel dla ter­ro­ry­stów. Roi się tu od służb spe­cjal­nych i po­li­cji, mia­sto jest ob­ję­te mo­ni­to­rin­giem, za­sto­so­wa­no wiel­kie środ­ki ostroż­no­ści. Ale krew ter­ro­ry­ści mogą prze­lać w me­tro­po­liach całej Rosji, by na chwi­lę Rosja – o któ­rej tu, na Kau­ka­zie Pół­noc­nym, mówi się, jakby była obcym kra­jem – „po­czu­ła”, jak wy­glą­da życie w ta­kich re­pu­bli­kach jak Da­ge­stan, Ka­bar­do–Bał­ka­ria, In­gu­sze­tia.
A tu śmierć wszyst­kim już spo­wsze­dnia­ła. Co kilka dni ktoś ginie. Słowa „atak ter­ro­ry­stycz­ny” czy „ope­ra­cja spe­cjal­na” są tak po­wszech­ne, jak „dzień dobry” i „dzię­ku­ję”. Bomba może wy­buch­nąć w mar­szrut­ce albo na stra­ga­nie. Ro­syj­skie służ­by spe­cjal­ne i po­li­cja or­ga­ni­zu­ją za­sadz­ki na bo­jow­ni­ków, zwią­za­nych z is­lam­skim pod­zie­miem. Bo­jow­ni­cy za­bi­ja­ją po­li­cjan­tów i ludzi ze służb spe­cjal­nych. Dzia­ła­ją też lo­kal­ne mafie. Lu­dzie mówią, że na Kau­ka­zie są „eska­dro­ny śmier­ci”: grupy, które swoje po­ra­chun­ki za­ła­twia­ją, strze­la­jąc w tył głowy.
W KAŻDEJ RODZINIE KTOŚ ZGINĄŁ
Kau­kaz Pół­noc­ny to miej­sce, gdzie za­chwia­ły się po­rząd­ki. Część gór – zda­wa­ło­by się tak dzi­kich, że nie­tknię­tych stopą czło­wie­ka, za­mie­nio­no w po­li­go­ny. Wiele ście­żek i dróg jest za­mi­no­wa­nych. Do wielu miej­sco­wo­ści nie ma wstę­pu – ze „wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa” są to tzw. za­mknię­te en­kla­wy, gdzie pa­nu­je „pasz­por­to­wy reżim” (mogą wje­chać tylko miesz­kań­cy). Mimo to w lu­dziach – choć zmę­czo­nych cier­pie­niem – czuje się ja­kieś dobro. Gość staje się człon­kiem ro­dzi­ny. Matki rodzą wię­cej dzie­ci niż w Eu­ro­pie, czę­sto rok po roku. I boją się, czy któ­reś z nich kie­dyś nie zgi­nie.
Sym­bo­lem wojny na Kau­ka­zie Pół­noc­nym jest Cze­cze­nia: re­pu­bli­ka na­le­żą­ca do Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej, która pod­czas dwóch wojen (1994-96 i 1999–2009) zu­peł­nie się wy­krwa­wi­ła; zo­sta­ła zrów­na­na z zie­mią.
Wiele utwo­rów po­świę­ci­ła Cze­cze­nii kul­to­wa w Rosji grupa roc­ko­wa DDT: jej wo­ka­li­sta Jurij Szew­czuk śpie­wa o mie­ście spa­lo­nym, gdzie nie usta­je bój, gdzie żyć już nie można, chyba że sie­dząc w piw­ni­cy, ale mimo to ko­bie­ta rodzi w tym mie­ście dziec­ko. I jest jesz­cze o ro­syj­skich chłop­cach, któ­rzy mając po 18 lat, do­sta­ją kulę i „oj­czy­zna po­da­ru­je za to pla­sti­ko­wy wie­niec na mo­gi­łę”.
Trud­no pojąć to, co czują dziś miesz­kań­cy Cze­cze­nii. W każ­dej ro­dzi­nie kogoś za­bi­to lub ktoś za­gi­nął. Lu­dzie boją się, że wojna wróci. Młoda miesz­kan­ka Kau­ka­zu Pół­noc­ne­go opo­wia­da­ła mi hi­sto­rię pew­nej Cze­czen­ki: ko­bie­ta ta długo nie mogła mieć dzie­ci, aż w końcu za­czę­ła ro­dzić: chłop­ca po chłop­cu. Pod­czas wojny jedna ze „spe­co­pe­ra­cji” w jej miej­sco­wo­ści po­chło­nę­ła dzie­siąt­ki ofiar. Żoł­nie­rze wrzu­ci­li ciała do dołu (zwa­ne­go tu „jamą”), lud­no­ści cy­wil­nej ka­za­li iden­ty­fi­ko­wać ofia­ry. Cze­czen­ka wy­cią­ga­ła z jamy jed­ne­go chłop­ca, dru­gie­go i mó­wi­ła: „ten mój”, „i ten mój”. Lu­dzie krzy­cze­li, żeby za­brać tę ko­bie­tę, bo osza­la­ła. Ale ktoś po­wie­dział: „Zo­staw­cie, to na­praw­dę jej dzie­ci”.
Tym­cza­sem w ro­syj­skiej pro­pa­gan­dzie Cze­cze­nia to re­pu­bli­ka suk­ce­su: od­bu­do­wa­na z prze­py­chem (z ka­mie­nia i pla­sti­ku), z dra­pa­cza­mi chmur i ar­te­rią imie­nia Pu­ti­na. Taką Cze­cze­nię po­ka­zu­ją ro­syj­skie media, do ta­kiej Cze­cze­nii za­pra­sza tu­ry­stów jej pre­zy­dent Ram­zan Ka­dy­row, by spraw­dzi­li, jak tu bez­piecz­nie.
Bo wojna umil­kła w Cze­cze­nii. Ale – jak no­wo­twór – przez lata roz­le­wa­ła się i wciąż roz­le­wa na są­sied­nie re­pu­bli­ki. Małe wojny – w Da­ge­sta­nie, Ka­bar­do-Bał­ka­rii, In­gu­sze­tii – toczą się do dziś, tyle że po cichu. Lu­dzie mają ładne domy, biz­ne­sy, jeż­dżą dro­gi­mi au­ta­mi, a rów­no­cze­śnie co kilka dni kogoś się po­ry­wa czy za­bi­ja.
POKOLENIE BEZ OJCÓW
Ma­ri­na, obroń­czy­ni praw czło­wie­ka (imię zmie­nio­ne, na jej proś­bę), która mu­sia­ła ucie­kać z Ka­bar­do-Bał­ka­rii, gdyż jej syna nę­ka­no, wożąc autem z wor­kiem na gło­wie, mówi: – Ta wojna to walka z is­la­mem… Ofi­cjal­ny islam, kon­ce­sjo­no­wa­ny przez pań­stwo, ist­niał tu w cza­sach ZSRR i nie cie­szył się au­to­ry­te­tem. Potem, po upad­ku ZSRR, zja­wi­li się nowi mu­zuł­ma­nie. Lu­dzie głę­bo­ko wie­rzą­cy, dla­te­go w wielu kwe­stiach nie zga­dza­ją­cy się z pań­stwem. A u nas nie lubi się żad­nej opo­zy­cji: ani po­li­tycz­nej, ani is­lam­skiej, ani tych, któ­rzy wal­czą prze­ciw ko­rup­cji.
W me­cze­tach na Kau­ka­zie Pół­noc­nym jest wielu mło­dych ludzi – nawet w takim mie­ście jak Wła­dy­kau­kaz (sto­li­ca Ose­tii), które ucho­dzi za „świec­kie”. Tym­cza­sem w Da­ge­sta­nie i In­gu­sze­tii rzad­ko można spo­tkać ko­bie­tę bez chu­s­ty na gło­wie; wiele twa­rzy okry­wa hi­dżab. Mło­dzi wy­znaw­cy is­la­mu przy­glą­da­li się wy­da­rze­niom w Cze­cze­nii, a potem w coraz bar­dziej is­la­mi­zu­ją­cym się Da­ge­sta­nie. Nie­któ­rzy wal­czy­li w woj­nie cze­czeń­skiej: po stro­nie bo­jow­ni­ków lub władz. Ra­dy­ka­li­zo­wa­li się: albo w walce za islam, albo prze­ciw is­la­mo­wi.
Wa­le­ry Cha­ta­żu­kow, praw­nik i obroń­ca praw czło­wie­ka z Na­lczy­ka (sto­li­ca Ka­bar­do-Bał­ka­rii), nie ma wąt­pli­wo­ści: tutaj trwa wojna. Wojna mię­dzy mło­dy­mi wy­znaw­ca­mi is­la­mu, po­li­cją i służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi. Po­czą­tek dał jej rok 2005 i wy­da­rze­nia, które prze­szły do hi­sto­rii jako „napad na Na­lczyk”: 13 paź­dzier­ni­ka 2005 r. setka uzbro­jo­nych mło­dych ludzi, do­wo­dzo­nych m.in. przez przy­wód­cę pod­zie­mia An­zo­ra Astie­mi­ro­wa, za­ata­ko­wa­ła bu­dyn­ki rzą­do­we. W przy­go­to­wa­niach brał udział słyn­ny cze­czeń­ski ko­men­dant po­lo­wy Sza­mil Ba­sa­jew. Ofia­ry były po obu stro­nach: zgi­nę­li po­li­cjan­ci, poj­ma­nych bo­jow­ni­ków roz­strze­la­no.
Ma­ri­na wspo­mi­na, jak trupy mło­dych męż­czyzn le­ża­ły na ulicy. Wie­czo­rem 13 paź­dzier­ni­ka i na­stęp­ne­go dnia ukła­da­no je w wa­go­nie ko­le­jo­wym, ciała stło­czo­ne w masę. Ro­dzi­com ka­za­no wcho­dzić do wa­go­nu, na iden­ty­fi­ka­cję. Ale ciał nie wy­da­no, po­ta­jem­nie je skre­mo­wa­no.
Cha­ta­żu­kow: – W 2012 r. w samej Ka­bar­do-Bał­ka­rii za­bi­to 138 osób; to bo­jow­ni­cy i po­li­cjan­ci. Sie­dem osób upro­wa­dzo­no. O tylu wiem, bo ich krew­ni zgło­si­li się do nas z proś­bą o pomoc, ale za­gi­nio­nych może być o wiele wię­cej. Dla re­pu­bli­ki nie­ma­ją­cej mi­lio­na miesz­kań­ców to za­trwa­ża­ją­ce sta­ty­sty­ki.
Cha­ta­żu­kow mówi o woj­nie do­mo­wej w re­pu­bli­ce: po prze­ciw­nych stro­nach są lu­dzie tej samej na­ro­do­wo­ści. Czę­sto z jed­nej ro­dzi­ny: oj­ciec jest po­li­cjan­tem, syn bo­jow­ni­kiem. Praw­ni­ka nie­po­ko­ją pro­gno­zy na przy­szłość: do­ra­sta bo­wiem po­ko­le­nie dzie­ci, które wy­cho­wu­je się bez ojców. Ojca za­bi­ły „prze­klę­te męty (po­li­cjan­ci)” albo „podli is­la­mi­ści”. – Jeśli sta­ty­stycz­nie przy­jąć, że w ro­dzi­nie jest dwoje dzie­ci, choć na Kau­ka­zie ro­dzi­ny są licz­niej­sze, to co roku osie­ro­co­nych zo­sta­je 300 dzie­ci – mówi Cha­ta­żu­kow.
A lu­dzie mogą chcieć ze­msty. Wie­rzą, że na prze­moc można re­ago­wać tylko prze­mo­cą. Na py­ta­nie o takie wy­da­rze­nia, jak atak na Du­brow­kę (w 2002 r. cze­czeń­scy se­pa­ra­ty­ści wzię­li za­kład­ni­ków w mo­skiew­skim te­atrze) czy na szko­łę w Bie­sła­nie (w 2004 r. cze­czeń­scy ter­ro­ry­ści uczy­ni­li za­kład­ni­ka­mi dzie­ci w szko­le w Ose­tii Pół­noc­nej), Ma­ri­na od­po­wia­da bez wa­ha­nia: – Gdy ktoś cią­gle krzyw­dzi twoje dziec­ko, ty też skrzyw­dzisz jego dziec­ko.
PORUSZYŁEM NIEBO I ZIEMIĘ
Opo­wieść Ach­me­da Kaj­ta­je­wa po­ka­zu­je, co na Kau­ka­zie Pół­noc­nym zna­czy po­ję­cie „za­gi­nio­ny bez wie­ści”. Prze­wi­ja się ono we wspo­mnie­niach o tym re­gio­nie, w książ­kach; jest nawet re­fre­nem jed­nej z pio­se­nek DDT.
– Chciał­bym sobie jakoś wy­tłu­ma­czyć, zro­zu­mieć, dla­cze­go po­rwa­no mo­je­go brata. To nie daje mi spo­ko­ju – Kaj­ta­jew, męż­czy­zna przy kości, o zmę­czo­nej twa­rzy, ste­ra­ny pracą na bu­do­wie, za­czy­na mówić. Za­strze­ga, że tę hi­sto­rię opo­wia­dał już dzie­siąt­ki razy. Ale mówi z ta­ki­mi emo­cja­mi, jakby był to pierw­szy raz.
Kaj­ta­jew: – Ja, mój brat Alim i jego ko­le­ga Isma­ił, obaj młod­si ode mnie, wy­cho­wy­wa­li­śmy się na jed­nym po­dwór­ku. Brat i Isma­ił byli przy­ja­ciół­mi, w przed­szko­lu i szko­le. Gdy Isma­ił do­rósł, miał już na kon­cie ja­kieś prze­stęp­stwo. Nie wiem, o co w tej hi­sto­rii cho­dzi­ło, coś z bro­nią. W każ­dym razie od­sie­dział wyrok w Rosji i wró­cił do Na­lczy­ka. Pew­nie wtedy służ­by wzię­ły mo­je­go brata pod ob­ser­wa­cję. W do­dat­ku brat po­ma­gał pew­nej ko­bie­cie, mu­zuł­man­ce, która wy­cho­wu­je sama dwój­kę dzie­ci, bo jej mąż zgi­nął w „spe­co­pe­ra­cji”. Coś jej w domu na­pra­wił, przy­wiózł, takie mę­skie prace. Pew­ne­go dnia ta ko­bie­ta za­dzwo­ni­ła do mnie i mówi: „Ali­mo­wi coś się stało, dwie go­dzi­ny temu miał oddać mi auto, nie zja­wił się, a jest punk­tu­al­ny”. I tak Alim prze­padł bez wie­ści. Prze­padł też jego ko­le­ga z dzie­ciń­stwa. Po­ru­szy­łem niebo i zie­mię: sła­łem pisma do służb spe­cjal­nych i po­li­cji, spo­ty­ka­łem się z dzien­ni­ka­rza­mi i praw­ni­ka­mi. Roz­ma­wia­łem z pra­cow­ni­ka­mi ko­mi­te­tu ds. walki z eks­tre­mi­zmem. Cisza. O Ali­mie nikt nic nie wie. W końcu, pod­czas ostrzej­szej wy­mia­ny zdań, pra­cow­nik MSW krzyk­nął: „Jeśli był taki nie­win­ny, to skąd miał w kie­sze­ni te po­dej­rza­ne klu­cze?”. Zro­bi­ło mi się słabo. Skąd on wie­dział, co Alim miał w kie­sze­ni, jeśli wszy­scy twier­dzą, że jego los jest nie­zna­ny?
– Wie­rzę, że Alim żyje. Ro­dzi­na wie­rzy do ostat­niej chwi­li, nawet jak wszy­scy wokół stra­ci­li na­dzie­ję. Choć nikt z po­rwa­nych nie wró­cił jesz­cze żywy – mówi Ach­med Kaj­ta­jew.
Na py­ta­nie o Alima Kaj­ta­je­wa, Wa­le­ry Cha­ta­żu­kow za­wie­sza głos: – Prak­ty­ka po­ka­zu­je, że po tak dłu­gim cza­sie nie ma na­dziei. Uwa­żam, że na tym chło­pa­ku wy­ko­na­no wyrok.
Timur Ku­aszew, dzien­ni­karz z Ka­bar­do-Bał­ka­rii, śle­dzi spra­wę Alima. Po­dzi­wia jego brata za wy­trwa­łość w po­szu­ki­wa­niach. Ale także on nie łudzi się, że chło­pak wróci. Po­rwa­nia, „spe­co­pe­ra­cje” – to, zda­niem dzien­ni­ka­rza, re­alia wojny do­mo­wej. Ku­aszew: – Wła­dze re­pu­bli­ki uwa­ża­ją, że 13 paź­dzier­ni­ka 2005 r. mu­zuł­ma­nie wy­po­wie­dzie­li im wojnę. I do dziś za­cho­wu­ją się tak, jakby ta wojna trwa­ła.
WIADOMOŚĆ Z TELEWIZJI
Matka Spar­ta­ka, chło­pa­ka z Ka­bar­do-Bał­ka­rii, ma twarz spuch­nię­tą od pła­czu. W oczach – cier­pie­nie. Wy­glą­da staro jak na swój wiek. Jej syna za­bi­to w „spe­co­pe­ra­cji”. Mówią, że po­sta­rza­ła się w jeden dzień.
Matka Spar­ta­ka po­pro­si­ła przy­ja­ciół­kę, by pierw­sza we­szła do kost­ni­cy. Nie wie­rzy­ła, że tam jest syn. Przy­ja­ciół­ka kiw­nę­ła głową: „Tak, to on”. Trup miał ślady po­ra­że­nia prą­dem, zła­ma­ną szczę­kę i żebra. Zwi­sa­ła ręka wy­rwa­na z barku.
Ro­dzeń­stwo Spar­ta­ka na­le­ży do po­ko­le­nia oka­le­czo­nych, któ­rzy będą chcie­li mścić śmierć bli­skich. Matka myśli więc o wy­wie­zie­niu ma­łych (na razie) dzie­ci do sio­stry, miesz­ka­ją­cej w Egip­cie. Nie chce wię­cej krwi.
Hi­sto­ria Spar­ta­ka jest po­dob­na do dzie­siąt­ków opo­wie­ści, które sły­szy się od ro­dzi­ców na Kau­ka­zie Pół­noc­nym.
Ona, matka Spar­ta­ka, ma 37 lat. Do dziś pa­mię­ta ból, w któ­rym w wieku 17 lat ro­dzi­ła pier­wo­rod­ne­go. O jego śmier­ci do­wie­dzia­ła się naj­pierw z te­le­wi­zji. Nikt nie przy­szedł, by po­wie­dzieć jej o tym w twarz. – Przy­ja­ciół­ka syna za­py­ta­ła, czy Spar­tak jest w domu. Od­rze­kłam, że nie. Po­wie­dzia­ła na to, że w te­le­wi­zji po­ka­za­li jego cha­rak­te­ry­stycz­ny pod­ko­szu­lek i te­le­fon, i że zgi­nął pod­czas akcji an­ty­ter­ro­ry­stycz­nej – opo­wia­da matka.
Matce sta­nął przed ocza­mi wie­czór sprzed kilku dni, gdy syn wszedł do niej do po­ko­ju i spy­tał: „Czy mogę się koło cie­bie po­ło­żyć, mamo?”. Zdzi­wi­ło ją to, prze­ję­ło. Co się dzie­je? Uci­szy­ła młod­sze dzie­ci, za­snę­ła obok Spar­ta­ka. Ostat­ni raz.
Matka mówi, że Spar­tak nie na­le­żał do pod­zie­mia (o co po­dej­rze­wa­ły go służ­by spe­cjal­ne). – Robił w domu za niań­kę. Pie­lu­chy ro­dzeń­stwu zmie­niał, moja naj­młod­sza có­recz­ka ma pół roku. Gdzież on miał czas na bycie w pod­zie­miu? – mówi matka.
Kon­tro­lo­wa­ła syna: spraw­dza­ła kie­sze­nie spodni przed wrzu­ce­niem do pra­nia, w domu mu­siał mel­do­wać się na czas, przed­sta­wiał ko­le­gów, z któ­ry­mi się spo­ty­kał, wie­dzia­ła, kto do niego dzwo­ni. Mówi, że syn był po pro­stu wie­rzą­cym mu­zuł­ma­ni­nem. I nie chce sły­szeć, że zgi­nął on w „spe­co­pe­ra­cji”: – Mu­sie­li wziąć go na prze­słu­cha­nie i tor­tu­ro­wać, był zma­sa­kro­wa­ny, po­kry­ty sadzą. Były ślady od prądu. Za­bi­li, a potem upo­zo­ro­wa­li strze­la­ni­nę na daczy.
Cha­ta­żu­kow: – W Ka­bar­do-Bał­ka­rii wy­ko­nu­je się wy­ro­ki śmier­ci na lu­dziach na­le­żą­cych do pod­zie­mia bądź po­dej­rza­nych o to. Bez sądu.
WOJNA PERMANENTNA
Cha­ta­żu­kow twier­dzi, że is­lam­skie pod­zie­mie w re­pu­bli­ce jest dziś ra­dy­kal­niej­sze niż w 2005 r. Choć stu­dio­wał bio­gra­fie mło­dych ludzi, któ­rzy do niego tra­fia­ją, nie umie oce­nić, jak rodzi się bo­jow­nik. Bo nie ma reguł: cza­sem to chłop­cy z bied­nych ro­dzin, cza­sem do­brze wy­kształ­ce­ni i ma­jęt­ni. Zo­sta­ją sa­la­fi­ta­mi. Nie­któ­rzy nie wa­ha­ją się za­bi­jać.
Cha­ta­żu­kow: – Nawet w mor­der­cach, któ­rzy żyją z za­bi­ja­nia ludzi, od­zy­wa się głos su­mie­nia. Jak to się dzie­je, że młody czło­wiek suk­ce­su chwy­ta za broń i strze­la do in­nych?
Zda­niem Cha­ta­żu­ko­wa od­po­wiedź jest jedna: każe im to ide­olo­gia. Za­bi­jasz i tra­fiasz do raju Al­la­ha.
Służ­by spe­cjal­ne i po­li­cja ob­ser­wu­ją mło­dych mu­zuł­ma­nów. Po­dej­rza­ny jest każdy, kto: modli się w me­cze­cie, gdzie spo­ty­ka­ją się sa­la­fi­ci; po­ma­ga wdo­wom po bo­jow­ni­kach, któ­rzy zgi­nę­li w ataku na Na­lczyk w 2005 r.; utrzy­mu­je zna­jo­mo­ści z kimś z pod­zie­mia (nawet jeśli męż­czyź­ni uczą się na jed­nym roku). Cha­ta­żu­kow: – Jak licz­ne jest pod­zie­mie w re­pu­bli­ce? Dla­cze­go islam się tu ra­dy­ka­li­zu­je? Nie­ste­ty, nikt nie pro­wa­dzi ta­kich badań. Kie­dyś na­mó­wi­łem dzien­ni­ka­rza do na­gra­nia au­dy­cji ra­dio­wej na ten temat, z udzia­łem eks­per­tów. Ale ją ocen­zu­ro­wa­li. Wia­do­mo tylko, że człon­ko­wie pod­zie­mia zaj­mu­ją się re­ke­tem, biz­nes­me­ni muszą się im opła­cać.
Timur Ku­aszew, dzien­ni­karz z Ka­bar­do-Bał­ka­rii, mówi, że w jego kraju trwa wojna per­ma­nent­na: – Pań­stwo nie przy­zna­je się, ilu ludzi umie­ra na Kau­ka­zie Pół­noc­nym. Nikt tu ni­ko­go nie sądzi, tu nie ma ta­kiej in­sty­tu­cji jak sądy. Tu się strze­la.
W tej woj­nie nie ma pro­stych po­dzia­łów na do­brych i złych, na ofia­ry i prze­śla­do­wa­nych. Służ­by spe­cjal­ne ob­ser­wu­ją i czę­sto prze­śla­du­ją ra­dy­kal­niej­szych mu­zuł­ma­nów, ale ktoś prze­cież urzą­dza za­sadz­ki na po­li­cjan­tów. Islam też nie jest jed­no­rod­ny: wśród wy­znaw­ców są po­dzia­ły na sa­la­fi­tów, zwo­len­ni­ków su­fi­zmu i ludzi, o któ­rych mówi się: „on się po pro­stu modli”. Doku Uma­row – uzna­ny za ter­ro­ry­stę także w śro­do­wi­sku mu­zuł­mań­skim – to po­stać nie­zwy­kle kon­tro­wer­syj­na.
A jak skom­pli­ko­wa­nym ka­wał­kiem ziemi jest Kau­kaz Pół­noc­ny, po­ka­zu­je – znowu – choć­by hi­sto­ria matki Spar­ta­ka. Ko­bie­ta, dziś po­grą­żo­na w bólu z po­wo­du śmier­ci syna, do­wie­dzia­ła się o prze­szło­ści swego dru­gie­go męża. Mąż, woj­sko­wy, wal­czył na woj­nie w Cze­cze­nii – po stro­nie ro­syj­skiej. Przy­znał, że za­bi­jał tam ta­kich sa­mych chło­pa­ków jak Spar­tak.
MAŁ­GO­RZA­TA NOCUŃ jest re­dak­tor­ką „Nowej Eu­ro­py Wschod­niej”, dzien­ni­kar­ką „TP”. Tekst po­wstał dzię­ki sty­pen­dium Fun­da­cji Współ­pra­cy Pol­sko-Nie­miec­kiej.
 
Małgorzata Nocuń, Alim Kajtajew już nie wróci,
artykuł ukazał się oryginalnie w “Tygodniku Powszechnym”, 19.01.2014>>>
Powyższy tekst został nominowany do nagrody dziennikarskiej Amnesty International Pióro Nadziei 2014 na najlepszy tekst prasowy o prawach człowieka.