Przemoc a migrantki

Czy migrantki są innymi kobietami i czy przemoc wobec nich wygląda tak inaczej, że potrzebne jest poświęcanie im odrębnego tekstu? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna.

W zdecydowanej większości przypadków migrantki doświadczają dokładnie takich samych form przemocy, jak pozostałe kobiety. To przemoc fizyczna, psychiczna, ekonomiczna. Ale są także dodatkowe formy lub przyczyny tej przemocy, wynikające z ich kultury oraz sytuacji migracyjnej. Mam tu na myśli przede wszystkim kobiety pochodzące ze społeczeństw bardziej patriarchalnych niż polskie, gdzie kontrola zachowań kobiet jest znacznie wyższa. Czasem emigracja pozwala im, przynajmniej częściowo, uciec i uniezależnić się. Ale nie zawsze tak się dzieje. Rodzina (której definicja jest często znacznie szersza niż w Polsce i obejmuje duży krąg nawet dalekich – z naszego punktu widzenia – krewnych) oraz znajomi otaczają taką kobietę w kraju imigracji. Jednocześnie ma ona cały czas kontakt – i związaną z nim opiekę, ale też kontrolę – z krewnymi pozostałymi w kraju pochodzenia. Jeśli migranci mieszkają w pewnych większych skupiskach, np. w ośrodkach dla uchodźców, taka forma kontroli ze strony społeczności może cały czas być bardzo wysoka. Czy kobieta może z nimi zerwać? – zwykle niekoniecznie. Bo pozostanie sama, bez żadnej sieci wsparcia (bo nie ma jej w nowym kraju), oderwana od korzeni, oderwana także od wsparcia ekonomicznego – bo sytuacja migrantek, a przede wszystkim uchodźczyń, w Polsce jest niezwykle trudna. I często bez pomocy rodaków kobieta nie jest w stanie sobie samodzielnie poradzić. A teraz wyobraźmy sobie, że przychodzi Covid-19, a z nim zamknięcie wszystkiego – wówczas nie ma nawet dokąd uciec, nawet gdyby ktoś chciał.

Kontrola ze strony rodaków obejmuje różnego rodzaju działania: zwiększone naciski na wytrwanie przy mężu niezależnie od stosowanej przez niego przemocy; narzucanie kobiecie określonych form zachowania, ubierania się i spędzania czasu, w tym także ograniczanie kręgu osób, z którymi może i nie może się spotykać; odbieranie dzieci w przypadku podjęcia decyzji o odejściu od męża (bo w wielu kulturach dzieci są „przypisane” do rodziny męża i matka nie może ich ze sobą zabrać odchodząc od oprawcy – chyba że będzie się z nimi ukrywała); zmuszanie do zamieszkania w określonym miejscu, w tym przymus dalszej emigracji lub powrotu do kraju pochodzenia. Każde odejście od tej „normy” jest karane – przemocą, banicją, przymusowym posłuszeństwem.

Pokazuje to, że krąg osób, które stosują przemoc wobec migrantek jest znacznie szerszy. Poza partnerem i innymi męskimi członkami najbliższej rodziny, dochodzą do tego inni krewni – zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Innymi słowy – cała społeczność. Jest także dodatkowy powód przemocy – próba zmiany przez kobietę obyczajów. Obawa przed przejęciem zwyczajów „zgniłego i liberalnego zachodu” jest tak silna, że posłuszeństwo może być wymuszane siłą. A żyjąc w innym społeczeństwie (nawet polskim) i widząc inne relacje oraz swobody przysługujące kobietom – trudno nie próbować przynajmniej z części z nich skorzystać. I niemożność skorzystania z tych wolności jest dodatkową formą opresji.

Najważniejszą jednak różnicą w przypadku przemocy wobec migrantek i Polek jest kwestia systemu wsparcia i pomocy, reakcji na krzywdzenie. System wsparcia dla krzywdzonych kobiet jest w Polsce słaby i generalnie działa źle. Jednak w przypadku migrantek można powiedzieć, że nie ma go w ogóle. Policja jeszcze bardziej niechętnie przyjmuje zgłoszenia przemocy (tłumacząc, że to część „ich” kultury, więc nie będzie się wtrącała – z szacunku, oczywiście), placówki nie są przygotowane na przyjmowanie cudzoziemek – językowo, kulturowo. Pomoc, którą oferują, jest także niedostosowana do potrzeb – bo te są inne. I brakuje sieci wsparcia społecznego – taka kobieta nie ma tu przecież przyjaciół, rodziny, która mogłaby ją wesprzeć. Jest jeszcze bardziej odcięta.

Do tego dochodzi kwestia dokumentów pobytowych – odejście od męża wiąże się z tym, że migrantka może utracić prawo do legalnego pobytu w Polsce. Bo jej pobyt jest często związany z pobytem męża, który „ściągnął” ją do Polski jako rodzinę. Dodatkowo w rodzinach migracyjnych kobieta najczęściej nie pracuje, a jeśli – to zarabia niezwykle mało, słabo mówi po polsku. Odejście od męża powoduje, że nie ma z czego utrzymać siebie ani dzieci. A instytucje pomocy społecznej nie zawsze nawet mogą pomóc, bo niewielu cudzoziemców ma prawo do tego wsparcia. Nasze państwo (i prawo) nie widzi po prostu, że od dawna mieszkają obok nas w społeczeństwie migrantki.

Ale skoro państwo nie widzi, my możemy zobaczyć. I wspierać migrantki w Polsce – przyjaźnią, dawaniem pracy, wspieraniem organizacji, które pomagają im przetrwać. I naciskać na władze – na każdym poziomie – by wywiązywały się ze swoich obowiązków zapewnienia bezpieczeństwa każdej osobie, która mieszka w Polsce, niezależnie od jej narodowości, koloru skóry czy wyznania.

Autor: Witold Klaus – profesor w Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk oraz działacz społeczny; członek zarządu Stowarzyszenia Interwencji Prawnej i członek Rady Programowej Amnesty International Polska.


Na stronie naszej kampanii “MOC, nie przemoc” znajdziesz więcej informacji, gdzie znaleźć wsparcie i jak reagować, by pomóc.

Zdjęcie w nagłówku:
© Asia Alfasi/PositiveNegatives/Amnesty International