Sudan: ponad dwa miliony osób cierpi głód, pragnienie i jest narażonych jest na choroby

           Kiedy w 2003 roku doniesienia o gwałtownych atakach na cywili się nasiliły, a do Amnesty International dotarły pogłoski o Sudańczykach, którzy przekroczyli granice z Czadem, organizacja wysłała swoich przedstawicieli na granice z Czadem, aby dowiedzieli się oni jak naprawdę przedstawia się sytuacja w Darfurze, i aby potwierdzili raporty informujące o naruszeniu praw człowieka – raporty, które dotarły do Amnesty International mimo restrykcji rządu Sudanu dotyczących komunikacji i przemieszczania się po regionie

W listopadzie 2003, po trzech dniach podróżowania zniszczonymi drogami z N’Djamena- stolicy Czadu, przedstawiciele Amnesty International dotarli do Tiny, miasta przygranicznego między Czadem a Sudanem przy wadi (wyschnięte koryto rzeki). Było już ciemno i jedyne co można było zauważyć to coś co wyglądało jak zatłoczony targ w samym środku pustynnego krajobrazu. Następnego ranka, przedstawicie AI zrozumieli, że to co wieczorem wzięli za targ, to jedno z miejsc gdzie zebrani są uchodźcy.

W tym czasie, nie było jeszcze zorganizowanych obozów dla uchodźców. Kobiety i dzieci siedziały pod „namiotami” zrobionymi z ubrań i kilku kawałków drzewa znalezionego na pustyni. Uchodźcy próbowali dokopać się do brudnej i błotnistej wody pitnej, a także czekali w kolejce przed małą kliniką założoną przez „Lekarze bez Granic” (MSF), jedyną organizację, która jest obecna na granicy.

Ludzie nie mieli pożywienia, wody, ani odpowiedniego schronienia i ochrony przeciwko szybko zmieniającym się temperaturom na pustyni. Nie prowadzono również żadnego rejestru uchodźców. Jedynym dobytkiem wielu z nich było ubranie, które mieli na sobie, gdyż uciekali oni przed bombardowaniem ich wiosek lub przed atakiem naziemnym uzbrojonej milicji w Sudanie. Wielu z nich znajdowało się na pustyni od trzech miesięcy, do sierpnia- końca pory deszczowej, kiedy to drogi zostają ponownie otwarte,  i udało im się przeżyć tylko dzięki pomocy lokalnej ludność z Czadu. Niektórzy z uciekinierów byli ranni, m.in. dziecko ranne w prawą rękę.

„Pojawił się samolot i ogień pocisków zranił mnie w palce. Do teraz czasami między palcami czuję krew, ręka nadal bardzo boli. Jestem uczniem czwartej klasy; kiedyś pisałem prawą ręką,”, powiedział chłopiec.

Przedstawiciele Amnesty International spotkali się również z uciekinierami w Birak i w regionie Adre, w tym z grupą nowych uchodźców na obrzeżach miasta Adre, którzy mieli czas tylko na zbudowanie sobie schronień z gałęzi i liści. Wydawali się wyczerpani niebezpieczną przeprawą przez Sudan, podróżując nocą, a ukrywając się w dzień, aby uniknąć ataku uzbrojonej milicji mającej poparcie rządowe. Jeden z mężczyzn miał spuchniętą stopę, był to rezultat rany postrzałowej, którą otrzymał parę tygodni wcześniej; kobiety wydawały się nieobecne duchem, jakby pod wpływem szoku. Później powiedziały Amnesty International, że po napadzie na wioskę, zostały zgwałcone.

Uchodźcy w Nakuluta i Birkenji, 100km na południe od Adre (jednak oddalone o godziny drogi autem z powodu złego stanu dróg), byli przerażeni: kilka dni wcześniej, kobieta została zabita przez uzbrojoną milicję Janjawid, gdy szła nabrać wody z wadi. Co świadczy o tym, że Janjawid przekroczyło granice z Czadem w pogoni za uchodźcami.

Uchodźcy, których można było spotkać na całym obszarze przygranicznym, ciągnącym się przez setki kilometrów, powtarzali cały czas to samo: „ Oni [Janjawid] otoczyli naszą wioskę, strzelali do ludzi, podpalali domy i zabrali nasze bydło.” Poza napadami Janjawid, rządowe siły zbrojne organizowały naloty i przyglądały się lub uczestniczyły w naziemnych atakach.

            Amnesty International powróciła w maju 2004 do Goz Amer, Mille i Kounoungou, trzech obozów dla uchodźców powstałych dzięki Wysokiemu Komisarzowi ONZ do sp. Uchodźców (UNHCR) w Czadzie, gdzie przesiedlono połowę uciekinierów z Sudanu. Ich sytuacja w obozach znacznie się poprawiła: mieli oni odpowiednie schronienie, dostęp do pożywienia i wody oraz zapewniono im relatywne bezpieczeństwo.

            Jednak, kiedy wyszły na jaw, poprzednio zatajone, zeznania o gwałtach na sudańskich kobietach, stało się jasne, że wysiedlona społeczność będzie nadal nosić blizny po traumatycznych przeżyciach w Sudanie. Pomoc psychologiczna, której najbardziej potrzebuje owa społeczność, jest ciągle „luksusem”, gdyż priorytetem międzynarodowej społeczności pozostaje przesiedlenie uchodźców z dala od niebezpiecznej granicy z Sudanem i zapewnienie im pożywienia.

Ponad połowa uciekinierów z Sudanu pozostaje na granicy z Czadem, narażona na ataki Janjawid, a także na możliwość odcięcia dróg wyjazdowych w głąb Czadu, gdyż zbliża się pora deszczowa i wadi napełniają się wodą. W samym Sudanie, pozostaje jeszcze ponad milion wysiedleńców przebywających w miastach w Darfurze. Narażeni oni są na napady , gwałty i nękanie ze strony milicji Janjawid. Czasami są oni zmuszeni do powrotu do swoich spalonych wiosek, gdzie nie zapewnia im się żadnej ochrony, ani dostępu do pożywienia, wody pitnej i opieki medycznej. Jak ujął to, w rozmowie z Amnesty International, jeden z uchodźców w Czadzie: „Nasza sytuacja jest zła, ale ludzie w Darfurze cierpią jeszcze bardziej. Międzynarodowa społeczność musi tam wysłać swoich przedstawicieli aby zobaczyli oni co się naprawdę dzieje w Darfurze.”

Rząd w Sudanie nie podjął żadnych kroków, aby ochronić cywili w Darfurze lub opanować działalność milicji, którą sam popiera. Tym sposobem, rząd również jest odpowiedzialny za rażące pogwałcenie praw człowieka. Jeśli międzynarodowa społeczność  natychmiast nie podejmie działań przeciwko wydarzeniom w Darfurze, tysiące ludzi zginie.

Film o uchodźcach sudańskich w Czadzie można obejrzeć na stronie www.amnesty.org/sudan

Tematy