Syria: nie ma wytchnienia dla milionów wysiedlonych w wyniku konfliktu

A displaced family on the move in northern Syria in February 2013 Displaced family on the move in Jabal al-Zawya, northern Syria, where entire villages have been emptied of their inhabitants, forced out of their homes by relentless bombardments

Zmuszona do przesiedlenia rodzina w drodze w Jabal al-Zawya. W pólnocnej Syrii, gdzie całe wioski zostały opuszczone przez mieszkańców, uciekających przed bombardowaniami. Fot. Amnesty International

…Chciałam zostać w domu i tam umrzeć, ale musiałam je ratować. Gdy już tu dotarliśmy, okazało się, że nie możemy wjechać do Turcji, bo granica jest zamknięta. Utknęliśmy tu bez niczego na całą zimę. Brakuje jedzenia, nie mamy ubrań ani koców, które chroniłyby nas przed chłodem, nie ma też schronienia przed deszczem, wszystko jest mokre. Dzieci cały czas chorują. Świat o nas zapomniał. Co się z nami stanie?
Umm Husam, matka pięciorga dzieci przebywająca w obozie dla uchodźców w Atmeh, marzec 2013.
Dzieci mają traumę wywołaną okropnościami, których były świadkami tam, skąd pochodzimy – nieustannymi bombardowaniami, zmasakrowanymi ciałami sąsiadów, zniszczonymi wioskami. Potrzebna im jest specjalistyczna opieka, ale tu takiej nie ma. Zresztą brakuje wszystkiego, a trudne warunki jeszcze pogarszają stan dzieci. Jestem ich ojcem i powinienem je chronić oraz dbać o nie, ale nie jestem w stanie tego robić. Nie mam niczego, co mógłbym im dać. Jedyne, co mogę, to przytulić je, gdy o coś proszą – głównie o rzeczy podstawowe, jak jedzenie czy możliwość ogrzania się. Czuję frustrację i wstyd, że nie jestem w stanie zapewnić im choćby tego. Odsuwam się zatem od nich, bo nie mogę patrzeć na ich cierpienie i smutek. Te straszne warunki, w jakich żyjemy, wyniszczają je i rujnują życie rodzinne. Modlę się do Boga, by ktoś nam pomógł.
Abu Khaled, ojciec dziewięciorga dzieci przebywający w obozie dla uchodźców w Atmeh, marzec 2013.
Prawie sześć milionów Syryjczyków straciło dom w wyniku konfliktu, który trwa w ich ojczyźnie, a każdego dnia wzrasta liczba ofiar śmiertelnych i rannych[i]. Zdecydowana większość – 4,25 miliona – z osób zmuszonych do przesiedlenia się przebywa na terytorium Syrii (reszta szuka schronienia przede wszystkim w krajach ościennych). Uchodźcy wewnętrzni są szczególnie narażeni na niebezpieczeństwo. Wielu z nich utknęło na terenach znajdujących pod kontrolą sił opozycyjnych, które są nieprzerwanie bombardowane przez wojska rządowe, a ich szanse na skorzystanie z pomocy zagranicznej są nikłe lub wręcz żadne. Większość musiała już kilkakrotnie zmieniać miejsce pobytu, za każdym razem z nadzieją, że już ostatecznie, w rzeczywistości jednak tylko do kolejnego ataku. Duża część kobiet, mężczyzn i dzieci, które zginęły w ostatnich miesiącach, straciła życie tam, gdzie spodziewały się znaleźć schronienie.
Dziesiątki tysięcy syryjskich uchodźców wewnętrznych przebywa w ogromnych, prowizorycznych obozach dla uchodźców, które zaczęły pojawiać się na pograniczu turecko-syryjskim w sierpniu i wrześniu 2012 roku, kiedy rząd w Ankarze ostatecznie zamknął granicę.[ii]
Obozy te wprawdzie zapewniają uchodźcom względne bezpieczeństwo, gdyż syryjska armia rządowa z reguły nie bombarduje terenów nadgranicznych, jednak panują w nich tragiczne warunki humanitarne. Brakuje pożywienia, praktycznie rzecz biorąc nie ma środków medycznych i urządzeń sanitarnych, a same obozy są przeludnione i nie dostarczają ochrony przed niesprzyjającą pogodą.
Gdy w marcu 2013 roku Amnesty International odwiedziło największy z obozów położony w Atmeh, przebywało w nim 21 tys. osób. Przez namioty przeciekał ulewny deszcz, zamieniając gliniastą ziemię w śliskie błoto, a dookoła płynęły rzeki ścieków. Rozdzielana wśród uchodźców żywność była niewystarczająca i złej jakości, wiele osób skarżyło się też na opiekę medyczną, a właściwie jej brak.
Z wypowiedzi licznych uchodźców wynika, że przybyli nad granicę, zamierzając przedostać się do Turcji, inni szukali tam chwilowego wytchnienia od bombardowań w nadziei, że ataki ustaną i będą mogli wrócić do domu. Niestety – naloty wciąż trwają z niesłabnącą siłą, a nieustannie zmieniająca się linia frontu czyni powrót niemożliwym do spełnienia marzeniem.
Obozy są wprawdzie najbardziej widoczną oznaką skali uchodźstwa, niemniej dają one schronienie tylko niewielkiemu ułamkowi ogółu uchodźców wewnętrznych, przy czym nawet ten nikły ich procent nie jest w stanie zaspokoić w nich swych podstawowych potrzeb, a możliwości przyjęcia kolejnych wysiedleńców są nikłe lub żadne.
Przytłaczająca większość uchodźców wewnętrznych – według danych ONZ jest ich 4,25 mln osób, ale szacunki te mogą być zaniżone – nie znalazła jednak schronienia w przeznaczonych dla nich obozach. Mieszkają tymczasowo u rodziny lub przyjaciół, wynajmują mieszkania bądź zasiedlają te już opuszczone, kryją się po szkołach, niedokończonych domach, a nawet pamiętających czasy rzymskie wiejskich grotach. Nadrzędnym celem życiowym jest znalezienie schronienia, które w ich oczach byłoby choć trochę bardziej bezpieczne od domów, które utracili lub zmuszeni byli opuścić. Pożywienie, woda pitna czy prąd są dziś dla wielu z nich luksusem.
W każdym z dziesiątków syryjskich miast i wsi, które Amnesty International odwiedziło w ostatnich piętnastu miesiącach, znajdowały się duże grupy uchodźców wewnętrznych. Usytuowane przy granicy tureckiej obozy wciąż się rozrastają (na zdjęciach satelitarnych obozu w Atmeh są dane o ich powiększającej się populacji). Wraz ze wzrostem skali i intensywności bombardowań oraz innego rodzaju działań zbrojnych, zwłaszcza od sierpnia 2012 roku, liczba osób zmuszonych do opuszczenia miejsca zamieszkania wzrosła kilkakrotnie.
Maaret al-Na’aman – stutysięczne miasto, które do jesieni ubiegłego roku było schronieniem dla wielu uchodźców z okolic – opustoszało po tym, jak większa jego część została przejęta przez siły opozycyjne i stała się celem ataków wojsk rządowych. Na skutek dwóch bombardowań z 30 października i 6 listopada 2012 roku zginęło około 35 cywili, w większości kobiet i dzieci. Mężczyzna, który stracił podczas jednego z tych nalotów pięcioro małych dzieci, powiedział Amnesty International, że wśród ofiar byli też uchodźcy wewnętrzni:
Kilkoro członków rodziny z Homs zginęło w trakcie ataku z 30 października. To byli wysiedleńcy – wyjechali ze swego miasta do niedalekiej wioski Wadi Dhef, a kiedy i ona stała się areną walk, przenieśli się tutaj. Mieszkali w piwnicy. Po nalocie znaleźliśmy w gruzach ciała dwóch dziewczynek, które miały z 10-12 lat. Nie wiem, czy ich rodzice i krewni też zginęli, czy może część z nich ocalała. Wszyscy pozostali wyjechali, bo nasze domy zostały zniszczone, a bombardowania trwały dalej.
Cztery z sześciu ofiar nalotu przeprowadzonego popołudniem 8 grudnia 2012 roku w pobliskiej wsi al-Haas to rodzina, która uciekła z Maaret al-Na’aman. Jeden z sąsiadów relacjonował Amnesty International:
Cztery osoby z rodziny Khalluf zginęły wraz z sześćdziesięcioletnią kobietą i czteroletnim chłopcem z naszej wioski. Khallufowie przybyli tu z Maaret al-Na’aman, gdyż zaczęły się tam walki. Przyjechali tu w poszukiwaniu schronienia, a znaleźli śmierć.
Często zdarza się, że uchodźcy wewnętrzni giną tam, gdzie szukali bezpiecznego schronienia. Lu’ay Da’abul, 46-letni ojciec trójki dzieci, który pracował w jednym z obozów dla uchodźców położonych przy granicy z Turcją (al-Qah), zginął z żoną, 14-letnim synem i 10-letnią córką, gdy 11 lutego na przejściu granicznym Bab al-Hawa / Cilvegözü eksplodował samochód-pułapka. Rok wcześniej Lu’ay musiał uciekać z rodzinnego Idlib, gdyż obawiał się aresztowania za pokojową działalność antyrządową. W mieście została żona z dziećmi, jednak na początku 2013 roku i one musiały je opuścić, bo istniało zagrożenie, że aby powstrzymać od aktywności ojca, władze aresztują mu syna. Rodzina znalazła tymczasowe schronienie w Turcji, a Lu’ay pozostał w syryjskim obozie dla uchodźców, gdzie pracował.
Dwa dni przed eksplozją na przejściu granicznym Lu’ay wyznał Amnesty International, że jego żona i dzieci wkrótce dołączą do niego i zamieszkają w obozie, bo nie mają środków na życie w Turcji. Cieszył się na myśl o tym, że po roku rozłąki znów będą żyć razem jako rodzina, niezależnie od trudnych warunków, jakie panowały dookoła. Bomba wybuchła w chwili, gdy przekraczali granicę, zabijając czworo z nich i jeszcze kilka innych osób. Przez rok, jaki upłynął od opuszczenia Idlibu, Lu’ay mieszkał w pobliskim Maaret Misrin, który przed konfliktem liczył około 40 tys. mieszkańców, a w połowie 2012 roku gościł drugie tyle uchodźców. Jednak we wrześniu zaczął się codzienny ostrzał artyleryjski oraz naloty, co zmusiło ludność miejscową i przesiedleńców do opuszczenia miasta.
Również połowa mieszkańców Aleppo musiała uciekać z tego największego syryjskiego miasta, czy to z powodu zagrożenia aresztem, czy też w wyniku bombardowań, które obróciły w zgliszcza całe kwartały ulic. 18 i 22 lutego 2013 roku ponad 160 mieszkańców trzech wschodnich dzielnic zginęło a setki zostały rannych podczas trzech ataków rakietowych, wiele osób straciło też wtedy swój dom. W dzielnicy Jabal Badro, która stała się celem pierwszego ataku z 18 lutego, 15-letni Hussein al-Saghir powiedział Amnesty International, że zginęła wtedy piątka jego braci, szwagierki, bratankowie i siostrzenice – w sumie stracił wówczas 16 członków rodziny. Wskazując na kupę gruzów leżących na miejscu, gdzie kiedyś mieszkał, opowiadał:
Cała moja liczna rodzina tu mieszkała, mieliśmy 10 domów. Moja mama została ciężko ranna i leży teraz w szpitalu w Turcji. Nie wie, że jej synowie nie żyją. Mój wujek Mohahed Ali stracił 27 najbliższych i krewnych. Zwariował od tego i przestał cokolwiek rozumieć. Jest teraz na wsi, zresztą każdy, kto ocalał, wyjechał gdzieś do rodziny lub znajomych. Tu zostały tylko gruzy.
40-letni Hammoudeh al-Hussein stracił żonę i pięcioro z siedmiorga dzieci. Stało się to podczas ataku na aleppijską dzielnicę Ard al-Hamra, który miał miejsce 22 lutego 2013 roku. Dwa tygodnie później Amnesty International znalazło go rannego i leżącego na podłodze jednego z garaży. Powiedział wtedy:
Słyszałem, jak moja córka Amani wołała swego młodszego braciszka, a potem już nic nie pamiętam. Nie wiem, jak długo leżałem pod gruzami zanim mnie wyciągnięto. Jeszcze przez sześć dni nie udawało się odnaleźć ciał mojej żony i Amani. Straciłem żonę i piątkę dzieci. Bóg pozostawił mi jeszcze dwójkę, ale nie wiem, jak odbudujemy nasze życie. Nie mam nic, co mógłbym dać swoim dzieciom.
Wielu uchodźców wewnętrznych, zwłaszcza na terytoriach kontrolowanych przez opozycje, ma niewielki lub żaden dostęp do pomocy międzynarodowej – po części dlatego, że są to regiony niebezpieczne i trudno dostępne, a po części w wyniku ograniczeń, jakie rząd syryjski nałożył na swobodę poruszania się przedstawicieli międzynarodowych organizacji humanitarnych. Agencje pomocowe ONZ poprosiły władze w Damaszku o zgodę na możliwość działania na terenach znajdujących się pod kontrolą sił opozycyjnych, gdzie zapotrzebowanie uchodźców na pomoc jest zdecydowanie większe, a ryzyko zagrożenia życia podwyższone z powodu niesłabnących i masowych nalotów bombowych podejmowanych przez wojska rządowe. Niestety, jak dotąd władze syryjskie nie zezwoliły ONZ i innym organizacjom humanitarnym na jakiekolwiek transgraniczne akcje pomocowe, które w opinii oenzetowskiego Biura ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (UN OCHA) byłyby najbezpieczniejszym i najbardziej skutecznym sposobem dotarcia z pomocą do potrzebujących.
Uchodźcy wewnętrzni pozostają niewidocznymi i zapomnianymi ofiarami tego konfliktu, gdyż uwagę mediów przyciągają bardziej rzucające się w oczy jego aspekty – walki oraz zakrojone na szeroką skalę ataki zbrojne – a także spór polityczny między syryjskim rządem z jednej strony a opozycją ze stojącymi za nią międzynarodowymi stronnikami z drugiej.
Uznawszy, że to zwykli mężczyźni, kobiety i dzieci są szczególnie dotknięci konfliktem, ONZ oraz międzynarodowe organizacje humanitarne wystosowały 7 czerwca najdonośniejszy jak dotąd apel o udzielenie Syrii, w tym rosnącej grupie uchodźców wewnętrznych, pomocy nadzwyczajnej. Nie wiadomo jeszcze czy i kiedy środki, o których mowa, zostaną udostępnione przez społeczność międzynarodową organizacjom humanitarnym, których zadaniem jest dostarczanie pomocy najbardziej potrzebującym Syryjczykom. W międzyczasie jednak należy wywrzeć skoordynowane i skuteczne naciski na władze syryjskie, by te zagwarantowały agencjom ONZ i międzynarodowym organizacjom humanitarnym nieograniczony dostęp – tak z innych krajów, jak i w samej Syrii, ponad liniami frontu – do uchodźców wewnętrznych i innych osób potrzebujących pomocy. Trzeba też wpłynąć na opozycyjne siły zbrojne, by nie przeszkadzały w działaniach pomocowych prowadzonych na terenach pozostających pod ich kontrolą.
Jednocześnie wszystkie kraje sąsiedzkie, w tym Turcja, powinny zgodnie ze spoczywającymi na nich zobowiązaniami międzynarodowymi otworzyć na stałe swoje granice dla wszystkich uciekinierów z Syrii. Wspólnota międzynarodowa, a w szczególności UE i jej kraje członkowskie, musi w rzeczywisty i konkretny sposób podzielić się odpowiedzialnością za los syryjskich uchodźców, na przykład poprzez uzgodnienie zakrojonej na szerszą skalę pomocy w osiedlaniu się na nowym miejscu lub przez zapewnienie natychmiastowego wsparcia finansowego i technicznego Turcji i innym sąsiednim państwom, które udzielają schronienia zdecydowanej większości tych, którym udało się opuścić Syrię.
Przywódcy światowi muszą wznieść się ponad dzielące ich różnice, by przełamać międzynarodową niemoc, która pozwoliła na aż tak silne zaognienie syryjskiego konfliktu, oraz uzgodnić skuteczne środki wywierania wpływu na obie jego strony. Jednym z konkretnych kroków na drodze ku realizacji tych celów byłoby zwrócenie uwagi Biura Prokuratora Międzynarodowego Trybunału Karnego na sytuację w Syrii, a tym samym wysłanie jasnego komunikatu, że jeśli któraś ze stron dopuści się lub nakaże popełnienie zbrodni przeciwko ludzkości, to zostanie pociągnięta do odpowiedzialności .


[i] Por: http://www.unocha.org/top-stories/all-stories/syria-8-things-you-need-know-about-syrian-humanitarian-crisis
[ii] Od lipca 2012 roku granica turecka jest otwarta tylko dla Syryjczyków, którzy posiadają paszport (mogą wjechać do Turcji jako zwykli obywatele, nie otrzymując przy tym żadnej pomocy przysługującej uchodźcom) lub wymagających pilnej opieki medycznej.