Andrew Gardner, badacz Amnesty International ds. Turcji. Relacja z 25 marca 2014.
Tak, właśnie tak się stało i po pięciu dniach Twitter w Turcji jest nadal zablokowany i nie wiadomo, kiedy to ulegnie zmianie.
Nie było to jednak kompletnym zaskoczeniem. Cztery godziny przed blokadą, na wiecu wyborczym, Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan straszył „zniszczeniem” Twittera. I jak sam o tym mówił, osobiście wydał taki rozkaz. To podręcznikowy przykład prowadzenia polityki i naruszania praw człowieka w Turcji.
Do 1-szej nad ranem dużo osób dowiedziało się już jak ominąć blokadę poprzez zmianę ustawień komputera czy smartfona – skutecznie maskując swoje położenie geograficzne. Słowa używane poprzednio tylko przez specjalistów komputerowych, typu DNS (System Nazw Domenowych) czy VPN (Wirtualna Sieć Prywatna), stały się przez noc chlebem powszednim.
Darmowe serwery DNS firmy Google były udostępniane na ścianach portali społecznościowych jak i na zwykłych ścianach w postaci graffiti. Dzień po tym jak blokada weszła w życie, ruch sieciowy na Twitterze w Turcji wzrósł o 30%, w porównaniu do dnia poprzedniego. W weekend władze postanowiły wykorzystać inną formę blokady, trudniejszą do obejścia, a mimo to Twitter w Turcji nadal funkcjonuje.
Dlaczego rząd obstaje przy tej powszechnie krytykowanej i jak się okazuje, bezskutecznej próbie uciszenia Twittera?
Odpowiedź na to pytanie leży gdzieś pomiędzy głośno deklarowaną nietolerancją wobec wszelkich form protestu, a niedawnym pojawieniem się nagrań domniemanych rozmów telefonicznych potwierdzających zarzuty korupcji wobec przedstawicieli rządu. W obu przypadkach Twitter funkcjonował, jako środek przekazu tych informacji.
Ironicznie, Premier – zagorzały użytkownik Twittera – jest oburzony tym, jaką rolę odegrał Twitter, jako nośnik wyrażanej dezaprobaty.
Pomijając ten osobisty powód, takie działania nabierają sensu jedynie w kontekście szerszej strategii ograniczania wolności w Internecie. Kiedy w lutym rząd wydał poprawkę do Prawa Internetowego, dało im to możliwość blokowania zawartości Internetu. Jednak nawet w odniesieniu do tej poprawki, legalność blokady Twittera jest wątpliwa, gdyż sąd nie wydał postanowienia o nałożeniu takiej blokady.
Premier powiedział także, że zarówno YouTube jak i Facebook – oba serwisy społecznościowe mają swoje biura w Turcji – stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, sygnalizując w ten sposób, że również mogą być zablokowane. Rząd chce, aby Twitter miał swojego przedstawiciela w Turcji, na którego władze mogłyby wywierać presję.
Stanowi to ostrzeżenie, na temat tego, co może przynieść przyszłość. Media głównego nurtu w Turcji są zastraszane przez rząd. Pytanie tylko czy to samo stanie się z portalami społecznościowymi.
Czy Premier lub jeden z jego doradców, mógłby zadzwonić do jednego z serwisów społecznościowych i nakazać usuniecie niewygodnej zawartości? Powołując się na nagrania, jakie niedawno wyciekły do Internetu, tak właśnie się stało, gdy w czerwcu Premier zadzwonił do Redaktora Naczelnego informacyjnego kanału telewizyjnego HaberTurk z żądaniem zatrzymania transmisji na żywo z przemowy przewodniczącego partii opozycji.
Serwisy społecznościowe, ich użytkownicy oraz każdy, kto ceni sobie wolność słowa, powinien być świadomy tego problemu i wypowiadać sprzeciw, również przy pomocy mediów społecznościowych.
Obserwuj @andrewegardner i @AmnestyOnline na Twitterze.
Czytaj więcej:
Turcja zwiększa cenzurę blokując serwis YouTube tuż przed wyborami (28 marca 2014) >>>
Tłumaczyła Magdalena Altan