USA: Sprawiedliwość czy zemsta?

Byłem przekonany, iż moje pięć lat w niewoli nie złamią mnie, i nie złamały. Ale nie mogę powiedzieć, że to było proste. Najtrudniejsza dla więźnia w takich warunkach jest niepewność. Nie wiesz, co ci się stanie za chwilę: nie masz praw, nikogo, z kim można porozmawiać, nikogo, kto ci doradzi, nikogo, do kogo można się odwołać. Masz tylko swoje własne sposoby ratunku. Ci ludzie, którzy mogą być lub nie być winnymi, będą doświadczać sens odosobnienia i przemieszczenie.

 

Przez cztery lata byłem trzymany w pojedynczej celi i nie miałem żadnego towarzystwa. Zasłaniano mi oczy lub musiałem nosić opaskę na oczy, kiedy ktoś wchodził do pomieszczenia. Nigdy nie widziałem żadnego innego człowieka. Na początku jest dziwnie, ale ostatecznie przyzwyczajasz się. Uczysz się, jak z tym żyć. Jest to trudne i nikt nie powinien być zmuszony, żeby przez to przechodzić.

 

Moja dieta był bardzo podobna do tej przyznanej tym ludziom – chleb, ser śmietankowy, ryż, fasola. Byłem karmiony odpowiednio, ale nie luksusowo, straciłem dużo na wadze. Największą trudnością był brak gimnastyki przez ten cały okres.  Musiałem wymyślić, jak gimnastykować się będąc przykutym do ściany. Miałem pięć minut dziennie na pójście do toalety, przez resztę czasu musiałem używać butelki. Warunki były nieludzkie, ale cały czas musiałem potwierdzać moje człowieczeństwo.

 

To, czego doświadczyłem, sprawiło, iż jestem bardziej zdeterminowany, mówiąc, iż więźniowie, każdego rodzaju, muszą być traktowani humanitarnie i sprawiedliwie. Stanąłbym po stronie praw rzekomych terrorystów i po stronie każdej innej jednostki stojącej wobec poważnych oskarżeń. Nie jestem łagodny wobec terroryzmu – miałem z nimi za dużo do czynienia, by takim być – ale twierdzę stanowczo, że musimy przestrzegać standardów sprawiedliwości.  Obawiam się, że jeśli nie będzie powzięte stanowcze działanie – sprawiedliwe i oparte na jasnych procedurach,  to  długoterminowe rezultaty dla Stanów Zjednoczonych będą katastrofalne. Terroryzm nie został ostatecznie pokonany przez siły zbrojne; zadać sobie pytanie o korzenie tego zjawiska i spytać, co sprawia, że ludzie działają w tak ekstremalny sposób.

 

Zaalarmowało mnie to, że status więźniów wydaje się być ustanawiany prawie wyłącznie przez prezydenta USA i jego doradców. Ich status powinien być zdeterminowany przez niezależny trybunał. Stany Zjednoczone zdają się  kreować własne zasady sprawiedliwości. Na początku mówiły, iż przerażające akty terroryzmu w Nowym Jorku i Waszyngtonie były aktami wojny, teraz mówią, iż ci więźniowie nie są w gruncie rzeczy jeńcami wojennymi, lecz są nielegalnymi bojownikami. Niezależny trybunał powinien ustalić precyzyjnie, kim oni są.

 

Jeśli Stany Zjednoczone kreują zasady, nie mając moralnego uprawnienia, inne kraje powinny sądzić, skazać lub może stracić amerykańskich i europejskich podejrzanych. Nie będzie moralnych podstaw, na których można się oprzeć, jeśli pozwolimy na kontynuację tego. Amerykanie powiedzieli mi, że mają mało cierpliwości do międzynarodowych trybunałów – zabierają dużo czasu,  a często osiąga się inny wynik od tego, jaki był  oczekiwany. Ale to nie jest argument. Nie ma znaczenia, jak długo to trwa – sprawiedliwości musi stać się zadość, musi ona być wymierzana bezstronnie.

 

Istotne jest to, by utrzymać w mocy standardy międzynarodowego prawa dla ochrony niewinnych i dla ochrony Amerykanów lub Europejczyków,  którzy mogą znaleźć się w trudnych okolicznościach w przyszłości. W tym przypadku moralność i pragmatyzm idą w parze.

 

Terry Waite jest dawnym specjalnym wysłannikiem Arcybiskupa Canterbury. Był więziony w Bejrucie w latach 1987 – 1991.

 

Artykuł ten ukazał się w Counterpunch.

 

Poglądy wyrażone w tym artykule są poglądami własnymi autora i niekoniecznie odzwierciedlają politykę Amnesty International.

Tematy