Kiedy łodzie potrzebowały ratunku, w niedzielę 8 lutego, główny statek używany w unijnej operacji “Tryton” stał w dokach na Malcie, setki kilometrów od Lampedusy. Statek marynarki wojennej używany wcześniej we włoskiej operacji “Mare Nostrum” był natomiast naprawiany w porcie na Sycylii.
Na czterech łodziach, które wypłynęły 7 lutego było ponad 400 migrantów i uchodźców. Starali się przedostać z Libii do Europy. Przemytnicy przed podróżą trzymali ich koło Trypolisu. Każdy musiał zapłacić 650 euro. Następnie zostali wsadzeni na przepełnione, niezdolne do żeglugi na pełnym morzu pontony. Pogoda była niesprzyjająca. Służby ratownicze Włoch twierdzą, że przez cały tydzień prognozy były złe i podróż w takich warunkach to była pewna śmierć.
Ostatecznie uratowano 105 osób. 29 z nich zmarło potem z wychłodzenia, ponad 300 utonęło. Badacze AI dotarli do 24-letniego Ibrahima z Mali, który był jednym z dwóch ocalałych z łodzi, którą płynął:
Około 19. z pontonu zaczęło schodzić powietrze i napełniał się wodą. Ludzie zaczęli wypadać do morza. Z każdą falą po kilka osób lądowało za burtą. Kiedy dziób się unosił, ludzie z tylu wypadali. Aż w pewnym momencie było już tylko 30 osób na pokładzie. Woda sięgała nam już do pasa. W końcu tylko czterech nas zostało. Trzymaliśmy się nawzajem, całą noc. Padało. O wschodzie słońca morze zabrało dwóch z nas. Rano zobaczyliśmy helikopter. Chwyciłem czerwoną koszulkę, która unosiła się na wodzie i machałem, żeby nas zobaczyli. Zrzucili nam mały ponton, ale był za daleko. Nie miałem siły płynąć. Więc staliśmy dalej, trzymając się siebie nawzajem. Po pół godzinie przypłynął statek towarowy. Zrzucił nam linę. Była 3 po południu.
Inny ocalały, Lamin, również pochodzący z Mali, był na innej z łodzi:
Razem było nas 107 osób. Fale były wysokie i łódź była niestabilna. Baliśmy się. Ludzie wpadali do wody. Nie mogliśmy im pomóc. Próbowali ponownie złapać się łodzi, ale nie mogli. Potem też inni umarli, może z wyczerpania, braku jedzenia i wody. Wreszcie uratował nas prywatny statek, ale było nas już tylko siedmiu żywych. Zrzucili nam linę i wciągnęli na pokład. W tym czasie nasza łódź tonęła, a wraz z nią wszystkie martwe ciała.
– Po otrzymaniu sygnału SOS włoskie służby ratownicze robiły, co mogły. Trudno powiedzieć, ile osób mogłoby zostać uratowanych, gdyby służby miały odpowiednie środki, ale na pewno bilans tragedii byłby mniejszy – mówi Matteo de Bellis, badacz AI, który właśnie wrócił z Lampedusy.
Jeden z ratowników był szczery. Przyznał badaczom AI, że środki są niewystarczające:
– Wyobrażasz sobie, jak to jest płynąć taki dystans na 18-metrowej łodzi, kiedy fale mają po 8-9 metrów. Podczas operacji nawet my się baliśmy o nasze życie. Kiedy na wiosnę zacznie wypływać więcej łodzi, a my będziemy jedynymi, którzy są na posterunku, nie będziemy mogli uratować wszystkich.
13-15.02 włoskie służby uratowały ponad 2800 osób z 18 tonących łodzi.
Burmistrzyni Lampedusy Giusi Nicolinini kolejny raz nie kryła gniewu na unijną politykę:
– Kiedy do wybrzeży przypływają martwe ciała, normalne, że mamy poczucie porażki. Zastanawiamy się, dlaczego nic się nie zmienia. Unia Europejska nie reaguje. Nie trzeba być ekspertem od polityki, żeby to zauważyć.
Amnesty International wzywa kraje UE do wzięcia wspólnej odpowiedzialności za migrantów i uchodźców przybywających do granic Europy.
– Dopóki nie powstanie system poszukiwawczo-ratowniczy, który zastąpiłby operację “Mare Nostrum”, musimy przygotować się na kolejne takie tragedie – podkreślił Matteo de Bellis.