Wstęp
Wszystkie karty na stół. Zazwyczaj nie lubię filmów produkowanych w Hollywood, w tym nowoczesnych, brutalnych filmów akcji. Zatem dobrze, przyznaję się, tak często omawiany, nominowany ostatnio do Oscara film Kathryn Bigelow Wróg Numer Jeden nigdy nie miał szans stać się moim ulubionym. Prawdopodobnie nie czytasz tego tekstu, żeby zorientować się czy wolę Bergmana i Cassavetesa od Spielberga i Ridleya Scotta. Może zatem, interesuje cię co sądzę o sposobie, w jaki przedstawiono we Wrogu Numer Jeden tortury?
W porządku, zacznijmy. Uważam, że przedstawienie tortur w filmie jest… zastanawiające. Ale najpierw rzućmy może okiem na fabułę filmu oraz jego warsztat (ostrzegam, wyjawię sporo wątków). We Wrogu Numer Jeden pokazuje się nam i opowiada o pewnych dobrze znanych mechanizmach tortur – pobiciach, podtapianiu, przetrzymywaniu w bolesnych pozycjach, pozbawianiu snu, pokarmu i płynów, groźbach, zmuszaniu do słuchania ogłuszającej muzyki, odmowie opieki medycznej, poniżaniu (zakładanie ofiarom psich obroży) i przymusowa nagość.
Na niektóre sceny tortur trudno jest patrzeć i dlatego, w pewnym sensie, można powiedzieć, że film pokazuje tortury w „rzeczywistym” ujęciu (chociaż nie w aż tak drastyczny sposób, w jaki dzieje się to naprawdę w niewyobrażalnej rzeczywistości Afganistanu, o której przypomniał nam raport Organizacji Narodów Zjednoczonych: rażenie prądem czy wykręcanie genitaliów to tylko niektóre z nich). Maya, bohaterka filmu, początkowo też jest zbulwersowana torturowaniem przetrzymywanych, lecz nie robi nic, by temu zapobiec, a potem, przyglądając się własnym przesłuchaniom, zauważa, w jaki sposób tortury są stosowane by złamać ludzi. To, że widzimy jej wyczerpanie i nieszczęście po przesłuchaniu jest oznaką jej człowieczeństwa. Później jednak widzimy ją pilnie przeszukującą nieskończone nagrania tortur i przesłuchań, próbującą odnaleźć jakiekolwiek wskazówki, które doprowadzić ją mogą do Osamy bin Ladena. Niektórzy uważają zresztą, że są to rzeczywiste nagrania tortur, później nielegalnie zniszczone przez CIA.
Z rozwojem akcji trwa nieustępliwa pogoń Mai za dowodami potwierdzającymi, że posłaniec Abu Ahmed al-Kuwaiti jest kluczem do wykrycia miejsca pobytu bin Ladena. W cieniu międzynarodowego terroru – strzelaniny w Arabii Saudyjskiej, zamachu w Londynie w 2005 roku czy wybuch samochodu-pułapki w 2010 roku na Times Square – śledztwo staje się coraz bardziej desperackie. Dramat jest tak osobisty, jak i międzynarodowy. Bohaterka nigdy jednak nie traci wiary w wartość „sprawozdań przetrzymywanych” (eufemizm tortur). Wbrew niesprzyjającym okolicznościom, staje się ona tym „skurwysynem” (jak sama siebie określa), który lokalizuje kompleks w Abbottabad w Pakistanie, gdzie ukrywa się bin Laden.
Przerwa
To było świetne. Dwie godziny podrasowanego dramatu (dużo nastrojowej muzyki, mądrości, obnażania rozdmuchanego ego, twardych żołnierzy w zbrojach i z masą broni), ale jakie jest przesłanie? Zacznijmy zatem część drugą.
Druga połowa
Przyszła pora na rozpracowanie tych spraw. Jakie jest przesłanie, przy założeniu, że wszystkie filmy mają jakieś? Czy chodzi o to, że tortury są skuteczne? Najwyraźniej tak. Że umożliwienie przetrzymywanym dostępu do prawników przeszkadza tylko w osiągnięciu celu? Najwyraźniej tak. Że należy zorganizować okrutną obławę i przesłuchiwać przetrzymywanych w tajemnicy, by osiągnąć sukces? Ponownie: najwyraźniej tak.
Film pokazuje nam tortury. Do pewnego momentu. Może zatem jest to film przeciwko torturom lub, jak spierają się krytycy, tacy jak Tom Shine, film mocno dwuznaczny. Film, który „oczywiście zdecydowanie wypowiada się za torturami”, ale też taki, który „wygląda zaskakująco podobnie do filmu, który występuje przeciwko nim”, z „obrzydliwymi i przedłużającymi się scenami tortur”. Sama Bigelow, przyłapana w gorączce „za czy przeciw”, wypowiedziała się, że „zobrazowanie nie oznacza bezkrytycznego poparcia”.
Tak, w sumie racja, ale film pozostawił mnie z innymi odczuciami. Akcja przedstawia nam, jak mi się zdaje, pewne „niefortunne” aspekty pracy CIA (pojawiają się nawiązania także do tortur i zabójstw), lecz wkłada także wiele wysiłku w udowodnienie, jak ważne jest to wszystko. Po pierwszych scenach tortur pokazanych w filmie pojawia się problem tego, że informacje oparte na „sprawozdaniach przetrzymywanych” (czyli zeznań składanych na skutek tortur) mogą zostać zlekceważone przez polityków i kierownictwo CIA, nieustannie zmartwionych brakiem namacalnych rezultatów. A jednak dwie trzecie filmu to konflikt pomiędzy pracownikami CIA rozpaczającymi z powodu „straty” „programu tajnych więzień” (czyli „czarnych dziur”, tajnych miejsc odosobnienia) a politykami z Waszyngtonu, którzy wątpią, że bin Laden zostanie kiedykolwiek schwytany. „Kogo mamy przesłuchać teraz?”, pyta sfrustrowany pracownik CIA. „Jakiegoś faceta w Guantanamo, który jest obstawiony prawnikami?”.
Przemiany postaci zdają się wpierać tę interpretację. Główny filmowy oprawca, Dan, znajomy Mai śledczy, gdy poznajemy go po raz pierwszy, jest niejednoznacznie złowrogą postacią. Zdaje się czerpać przyjemność z torturowania ofiar („w końcu każdy daje się złamać, stary”, „jeśli skłamiesz, skrzywdzę cię”), jest jednak wzorem dla nowo przybyłej Mai. Z biegiem filmu staje się jasne, że Dan, twardziel z doktoratem, jest głównym śledczym, który przesłuchał (więc zapewne też torturował) ponad 100 więźniów. Jest jednym z najbardziej uzdolnionych pracowników organizacji i to zrozumiałe, że pojawia się ponownie w Waszyngtonie gdy obława zbliża się do bin Ladena. Innymi słowy, Dan zdaje się być „dobrym facetem”, co ma przejawiać się poprzez jego twarde, lecz pełne szacunku zachowanie wobec Mai i jego przywiązanie do grupy małp w klatce (autentycznie!).
Nawiasem mówiąc, innym sposobem interpretacji przemian postaci byłoby zobrazowanie ofiar tortur samych w sobie. Czy są przedstawieni podmiotowo, jak chociażby realna postać, Shaker Aamer, mieszkaniec Wielkiej Brytanii więziony w Guantanamo? Nie sądzę. Ich losy nie są dokładnie pokazane. Są albo wyzywającymi albo uległymi podejrzanymi, posiadającymi informacje, które ujawnią lub zatrzymają.
W międzyczasie pojawia się także drobne nadużycie – film pokazuje, że dowody dotyczące miejsca pobytu bin Ladena zdobyto dzięki torturom, co stanowczo nie zgadza się z tym, co zdarzyło się naprawdę. Leon Panetta – który był dyrektorem CIA w czasie, gdy zabito bin Ladena – stanowczo odrzucał sugestie, jakoby to tortury doprowadziły do wykrycia miejsca pobytu Bin Ladena, co wielokrotnie powtarzali też tacy politycy amerykańscy, jak John McCain czy Dianne Feinstein. W Stanach Zjednoczonych przed kinami, które wyświetlały film, wolontariusze Amnesty International rozdawali na ten temat biuletyny.
W każdym razie, gdy Dan rezygnuje z okrutnej pracy przy przesłuchaniach, ostrzega Mayę – „nie będziesz chciała być tą, która trzyma psią obrożę, gdy przyjdzie komitet nadzoru”. Unikanie odpowiedzialności przed nieznośnymi politykami zdaje się być we krwi pracowników CIA. Może mój odbiór filmu jest naiwny i nie oddaje mu szacunku należnego dwuznacznemu dziełu sztuki, ale według mnie nie przedstawia niczego poza koniecznością wielokrotnego łamania praw człowieka w walce przeciwko Al-Kaidzie. Jednak, ostatecznie, czy to źle? Czy film Bigelow przedstawia rzeczywistość obiektywnie, pokazując punkt widzenia CIA, ale też celowo ukazując ich jako łamiących prawo jastrzębie? Czy przesadzam teraz? Może. Chciałbym jednak usłyszeć zdanie samej Bigelow, choćby poprzez poparcie kampanii Amnesty International na rzecz sprawiedliwego rozstrzygnięcia sprawy Shakera Aamera.
Koniec
Hm, po takiej jeździe sądzę, że zostanę przy moich dotychczasowych filmach. Nie bierz sobie jednak do serca mojej opinii. Jeśli lubisz takie kino, idź, zobacz ten film. Przynajmniej jest tam dużo… akcji.
Tłumaczyła Agnieszka Żdan