Autorka: Draginja Nadaždin, dyrektorka Stowarzyszenia Amnesty International
Wczoraj, gdy dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci Bogusława Stanisławskiego, nie mogłam znaleźć słów pożegnania. Bogusław, anglista z wykształcenia, umiał posługiwać się i bawić słowami. Mnie słów zabrakło, tak jakby specjalnie je przede mną ukrył. Może chciał abyśmy znów zajrzeli do jego tekstów, do pozostawionego po sobie testamentu, bo przecież sam zostawił w ostatnim czasie ważne przesłanie: „Warto w życiu nie być obojętnym. Warto mieć ideały, warto bronić wartości, warto być po dobrej stronie mocy”. W ostatnim czasie dał nam też piękną lekcję jak nie ulegać nienawiści, nie pozwalając jednocześnie osobom szerzącym nienawiść czuć się zwycięzcami.
Bogusław Stanisławski współtworzył Stowarzyszenie Amnesty International w Polsce w latach 90. i był jego prezesem na przełomie tysiąclecia. Choć gdy zaczynałam pracę w Amnesty w 2006 roku Bogusław nie był już w strukturach Stowarzyszenia, opowieść o nim stanowiła ważną cześć wprowadzenia mnie do nowej pracy.To za jego czasów grupa lokalna w Warszawie zainicjowała w 2001 roku pierwszy Maraton Pisania Listów, który w kolejnych latach stał się największym corocznym wydarzeniem w obronie praw człowieka organizowanym przez Amnesty International na całym świecie. Bogusław co roku uczestniczył w Maratonie w Warszawie, gotowy nie tylko napisać listy, ale również powspominać początki Maratonu i poznać nowych ludzi, którzy zaczynali działać w Amnesty. Dawał świadectwo wytrwałości w upominaniu się o prawa człowieka na całym świecie.
Działalność w Amnesty była dla Bogusława chyba wyjątkowo ważna, ale była też jedynie etapem jego maratonu aktywistycznego. Nie pamiętam dokładnie, który to był rok, ale było to na początku naszej znajomości, czyli w początkach mojej pracy w Amnesty, gdy zaprosił mnie pierwszy raz na ognisko z okazji swoich urodzin. Był tuż przed albo już po osiemdziesiątce i choć nie mogłam pojechać, ucieszyłam się, że urządza spotkania ludzi w różnym wieku i z różnych środowisk. Potem się przekonałam, że Bogusław wręcz poszukuje ludzi, których wspiera, inspiruje, zaprasza do inicjatyw na rzecz praw człowieka w Tybecie, Gruzji, Ukrainie. Zapraszał również na liczne lokalne wydarzenia, które współtworzył w Podkowie Leśnej i Milanówku. Za każdym razem, gdy zapraszał, oferował także swój czas i gotowość do działania w wydarzeniach organizowanych przez Amnesty.
Warto w życiu nie być obojętnym. Warto mieć ideały, warto bronić wartości, warto być po dobrej stronie mocy.
Bogusław Stanisławski
Zadzwonił znów latem tego roku, tym razem aby powiedzieć, że jest chory i żeby przygotować nas do swojego odejścia. I znów zapytał, czy może coś jeszcze zrobić, zapowiedział też, że koniecznie chce zapoznać się z najnowszym raportem Amnesty o sądownictwie w Polsce. Wspomniał też, że marzy o wyjeździe na festiwal Pol’and’Rock na zaproszenie Jurka Owsiaka. To wszystko wydawało się niemożliwe, biorąc pod uwagę zaawansowane stadium okrutnej choroby. Jednak znalazł czas i zebrał siły zarówno na napisanie recenzji raportu, jak i na wizytę na festiwalu Pol’and’Rock, gdzie porwał publiczność i kolejny raz zachwycił młodych ludzi pokazując, że warto się angażować w obronę słabszych i walkę o prawa człowieka.
Podczas naszej przedostatniej rozmowy uprzedzał, że obchody 30-lecia Amnesty, które przypadają na przyszły rok, odbędą się już bez niego. Nie, tak nie będzie. Będziesz z nami, Bogusławie. I za to Ci ogromnie dziękuję.