Gaëtan Mootoo i Stephan Oberreit, przedstawiciele Amnesty International na Wybrzeżu Kości Słoniowej
7 kwietnia 2011
Pomimo tego, nie udaje nam się opuścić Abidżanu, miasta, które jeszcze kilka tygodni temu liczyło 5 milionów mieszkańców. Wielu właśnie je opuściło.
Dwa tygodnie temu, dworce autobusowe były przepełnione, ludzie usiłowali wydostać się z miasta, samochody były pełne plastikowych worków i walizek przywiązanych do dachów.
Wszyscy wyglądali na zrozpaczonych. Zestresowani rodzice ganili swoje dzieci, zdenerwowani ich krzykiem i bieganiną.
To był bardzo długi tydzień dla mieszkańców, przerażonych ostrą wymianą ognia pomiędzy zwolennikami odchodzącego prezydenta, Laurenta Gbagbo i siłami Alassane Ouattary, prezydenta uznawanego przez opinię międzynarodową.
Poruszanie się po Abidżanie nadal jest bardzo trudne z powodu braku bezpieczeństwa. Tydzień temu rząd Ouattary ogłosił godzinę policyjną trwającą od południa aż do szóstej rano. Ludzie muszą pozostać w swoich domach, a w wielu z nich brakuje wody i pożywienia. Sytuacja pomiędzy różnymi okolicami często się różni: jedne wciąż mają wodę, a inne już nie, jedne są dużo bardziej bezpieczne od innych.
Obserwując miasto z naszego okna hotelowego, zauważyliśmy, że nieliczne osoby odważyły się wyjść na zewnątrz. Przedwczoraj widzieliśmy uzbrojonych mężczyzn w mundurach celujących do cywilów. Kilka minut później uzbrojeni mężczyźni wrócili na swoje pozycje, cywile uciekli, a my nie usłyszeliśmy żadnych strzałów.
Nikt nie wie, kim są ci uzbrojeni mężczyźni, a w tym chaosie pełno jest doniesień o szabrownictwie i przypadkowych egzekucjach.
Szpitale są w krytycznej sytuacji, personelowi medycznemu brakuje lekarstw i materiałów do leczenia, a nawet pożywienia dla pacjentów.
W krytycznej sytuacji są również kobiety w ciąży i noworodki, a pozarządowe organizacje humanitarne obecne w Abidżanie, z powodów bezpieczeństwa nie mogą regularnie odwiedzać szpitali i innych instytucji opieki medycznej.
Również z powodów bezpieczeństwa nie wolno nam otwierać okien, ani rozsuwać zasłon, jednak na kilka chwil udało nam się wyjrzeć przez okno. Drogi często wyglądają na opustoszałe.
W naszym hotelu wprowadzono racjonowanie wody, gdyż nikt nie wie, jak długo potrwa obecny kryzys. Nikt tu nie został ranny, ale wyczuwa się stres i nerwowość.
Każdego dnia słyszymy sporadyczne strzały z lekkiej i ciężkiej broni, musieliśmy kilka razy uciekać w głąb korytarza z powodu ryzyka grożącego nam ze strony zabłąkanych kul. W weekend jedna z kul trafiła w nasz pokój hotelowy.
Każdego dnia słyszymy i widzimy latające nad miastem helikoptery ONZ i Francji. Podczas krótkiej wyprawy z hotelu, próbując kontynuować nasze badania, zobaczyliśmy ślady walk z poprzednich dni: wszędzie dziury po kulach i zniszczone samochody. Za wyjątkiem kilku żołnierzy ulice były całkowicie wyludnione.
Widzieliśmy grupę cywili idących z rękami do góry, szukających wody, jedzenia lub bardziej bezpiecznego miejsca. Spotkaliśmy również trzy kobiety kryjące się w rowie, które powiedziały nam, że dalej na drodze są snajperzy.
Szybko wróciliśmy do hotelu, który do tej pory jest naszym jedynym azylem.
Nie wszyscy na Wybrzeżu Kości Słoniowej mieli jednak takie szczęście i dlatego nawołujemy wszystkie strony konfliktu o zachowanie wszelkich środków ostrożności, tak by uniknąć niepotrzebnej śmierci kobiet, dzieci i mężczyzn.
Tłumaczyła: Małgorzata Sankowska
Korekta: Bartek Kumanek