Marsze Równości to kolorowe, wesołe i roztańczone demonstracje osób LGBTI oraz osób sojuszniczych. Manifestacje miłości i szczęścia, a także dumy. To też protesty przeciwko przemocy, nierównemu traktowaniu czy życiu w ukryciu i wstydzie. Czemu więc ktokolwiek chciałby ich zakazać?
Ustawa, która właśnie jest procedowana przez Sejm, zmierza do tego, by na ulicach polskich miast było coraz mniej tęczy. Ta ustawa nie tylko stygmatyzuje i ucisza część polskiego społeczeństwa, ale także zmierza do negacji istnienia osób homoseksualnych, biseksualnych czy transpłciowych.
Nie da się pokonać miłości.
Nie da się wymazać ludzi i ich historii.
Nie da się ukryć milionów osób, które szczęśliwie żyją w związkach tej samej płci.
A jednak próbuje im się odebrać szereg ich podstawowych praw.
Już na pierwszy rzut oka widzimy, że ustawa zmierza do ograniczenia wolności zgromadzeń osób LGBTI. Jest ona tak szeroko napisana, że nawet wspomnienie o tym, że nie każdy jest heteroseksualny czy cispłciowy ma spowodować, że dane zgromadzenie zostanie zakazane. Nie tylko Marsze Równości, ale szereg demonstracji w całej Polsce, które regularnie odbywają się w ostatnich latach, jest zagrożony. To Strajki Kobiet, które przeszły przez miasta i miasteczka całej Polski, to także protesty w obronie demokracji, to stoiska edukujące o prawach osób LGBTI na ulicach. Taka ustawa stoi w kontrze do międzynarodowych standardów praw człowieka, do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Jest ona sprzeczna z wyrokiem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, zgodnie z którym Polska przegrała z szeregiem osób aktywistycznych organizujących Paradę Równości w Warszawie w 2005 zakazaną przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego.
Jak czytamy w samym orzeczeniu:
Obowiązek państwa do zapewnienia rzeczywistego i skutecznego poszanowania wolności zrzeszania się i zgromadzeń miał szczególne znaczenie dla osób o niepopularnych poglądach lub należących do mniejszości, ponieważ były one bardziej narażone na wiktymizację.
Widzimy więc wyraźnie, że Polska nie może zakazać osobom LGBTI wychodzenia na ulicę i walki o swoje prawa.
Jednak proponowana ustawa idzie jeszcze dalej, ograniczając także w sposób dyskryminujący wolność słowa czy wyznania. Nie tylko zakazuje przekazywania postulatów równości osób LGBTI i uznania ich przez prawo. Zakazuje używania symboli religijnych czy narodowych w kontekście praw osób LGBTI. Czy lesbijki nie mają prawa czuć się Polkami, a geje nie mogą wierzyć w Boga? Czy osoby biseksualne nie mogą uczestniczyć w mszy, a osoby transpłciowe wychodzić z biało-czerwoną flagą na ulicę? Sądy w Płocku i Częstochowie już jednoznacznie potwierdziły, że wiązanie wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej z tęczową flagą nie jest obrazą uczuć religijnych i mieści się w granicach wolności słowa. Podobnie w innych częściach Polski zapadły orzeczenia, które nie uznają wpisania orła w tęczowe tło za obrazę godła. Jeśli chcemy żyć w kraju naprawdę szanującym prawa człowieka, musimy szanować grupy mniejszościowe i marginalizowane, pozwalać im wyrażać siebie, protestować czy wyznawać to, w co wierzą.
Dlatego tak ważne jest, by teraz jawnie i stanowczo stanąć po stronie osób LGBTI. By każda osoba, której zależy na przyszłości tego kraju, odważyła się wesprzeć je w nierównej walce o godność. Bo gdy odbierane są prawa człowieka jednej grupy, dlaczego nie miałyby zostać odebrane one pozostałym? Jeżeli nie ma faktycznej wolności dla osób, które są narażone na wykluczenie, nie ma wolności dla nikogo.
Mamy prawo do Marszów Równości, mamy prawo protestować, mamy prawo wyrażać swoje poglądy na ulicach i drogach naszego kraju. Nie dajmy sobie tego zabrać.
PRZEJDŹ NA STRONĘ KAMPANII “ODWAŻ SIĘ POZNAĆ” >>>
Autor:
Miko Czerwiński – Koordynator ds. Równego Traktowania w Amnesty Polska.z Amnesty związany od 2013 jako edukator i wolontariusz, pracował m.in. przy kampanii Moje ciało a prawa człowieka czy Tak to miłość. Aktywista feministyczny i LGBTQIA.